niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 10

Myśl Raven! Myśl, rusz tą łepetyną! Jednak w mojej głowie panuje pustka i to dziwne zagubienie, które towarzyszy mi za każdym razem, gdy fragmenty mojej przeszłości zaczynają do mnie wracać. Patrzę się na Kastiela  rozszerzonymi oczami i za wszelką cenę próbuję wykombinować jakąś wymówkę. Jakąkolwiek!  Rzucam przelotne spojrzenie za siebie i patrzę na skrzydlaka błagalnie. Pomóż mi!
-Eee…-jego też zatkało, raczej tak samo jak ja nie spodziewał się czegoś podobnego. Co mam powiedzieć. Moje milczenie z sekundy na sekundę robi się coraz dziwniejsze i coraz bardziej podejrzane. Nagle mnie olśniewa.
-Byłam kiedyś tutaj na koncercie. Słyszałam ten kawałek.-wypalam bez zastanowienia. Kas patrzy na mnie z powątpiewaniem.
-I od razu nauczyłaś się chwytów? Nie wierzę.-prycha. Zatyka mnie. Nie mam pojęcia jak z tego wybrnąć. Na język ciśnie mi się, aby powiedzieć, że nagrałam koncert, ale nauczyć się chwytów ze słuchu? A co ja jakiś geniusz muzyczny? Nie to się nie trzyma kupy, na dodatek wiem, że to ich własny kawałek, przecież sama układałam melodię z Kasem, kiedy Lysander pisał słowa… Zaraz, zaraz… Co??? To ja układałam do tego melodię?! Teraz to mam prawdziwy mętlik w głowie.
-Eee-ee.-Czuję jak oblewam się rumieńcem zakłopotania, a Irys spogląda zaciekawionym spojrzeniem to na mnie to na czerwonowłosego. Nagle dzwoni dzwonek, a do sali muzycznej wpada wściekła chemica.
-Darcy! Ponad dziesięć minut temu wysłałam się po ten dziennik! Jeśli to miała być ucieczka z chemii, wpiszę ci naganę. Do klasy marsz, za karę doprowadzisz ją klasę do porządku. A wy czego nie na lekcjach, wagary tak?-spogląda na Irys i Kasa.- Pan Simons, a jakże by inaczej. Ale po tobie Smitch się tego nie spodziewałam –Krzyczy.
-A-ale, panie profesor, ja miałam okienko- próbuje się tłumaczyć rudowłosa.
-Pani dyrektor będzie to wyjaśniać, do gabinetu, migiem! Ja was przypilnuje, abyście czesem dróg nie pomylili.-Syczy, zamaszystym ruchem zabiera dziennik z biurka i idzie szybko, a jej szpilki głośno uderzają o podłoże gdy idzie razem ze wściekłym Kastielem i zdezorientowaną Irys do gabinetu dyry. No to się zwijam, do klasy! Po drodze ledwo opanowuję ogromne westchnienie ulgi. Uffffff!!!
-Ale ci się upiekło.-wzdycha Ken, gdy to całe nerwowe napięcie mnie opuściło, na twarz wstępuje mi uśmiech pełen ulgi. Wyrażenie uratowana przez dzwonek nabiera nowego znaczenia. Pierwszy raz cieszę się, że nagrabiłam sobie u nauczycielki i będę czyścić klasę, która no cóż… teraz wygląda jakby przeszło przez nią tornado. Tablica zapisana nie tylko chemicznymi reakcjami ale też jakimiś bazgrołami uczniów w tym naprawdę udaną karykaturą nauczycielki, prawdopodobnie zrobioną wtedy gdy wyszła zobaczyć dlaczego tak długo mnie nie ma. Po klasie walają się papierki, krzesła stoją w nieładzie. Czeka mnie trochę pracy, ale zostanę tu pewnie całą przerwę i uniknę kolejnych sytuacji podobnych do tej sprzed chwili. Jej! W tej chwili, to jest mój szczyt marzeń.

Podczas mojej ulubionej lekcji (tak mam ulubioną lekcję, zdziwieni?) bazgram sobie coś w zeszycie. Lekcja rysunku w końcu zobowiązuje, no nie? Możesz się cały czas obijać, a później przedstawisz jakieś bazgroły mówiąc, że to jest abstrakcja i wyraża to i to. Dlatego ją lubię, nie ważne co zrobisz i jak i tak dostaniesz dobrą ocenę, bo to „twoja artystyczna wizja”, a że we mnie jest tyle artyzmu co kot napłakał to nauczycielka zadowala się bazgrołami robiącymi za sztukę nowoczesną, a mi to odpowiada.
Nagle jakaś zwinięta karteczka ląduje na mojej ławce. Liścik od Rozalii. Czemu ona tak się mnie uczepiła? No dobra, nie ważne. Rozprostowuję zwitek papieru. Mam ochotę rąbnąć łbem o ławkę. Nawet pismo tej dziewczyny jest idealne! Nie dość, że sama jest piękna, perfekcyjna w każdym calu, to jeszcze jej charakter pisma jest jak z bajki. Nie cierpię ludzi idealnych, zawsze w porównaniu z takimi czuję się taka… no powiem inaczej, moje poczucie własnej wartości gwałtownie spada, tak to ujmę.
Przebiegam wzrokiem po idealnie pięknych literach. Ta dziewczyna mogłaby uczyć kaligrafii. Przelatuje mi przez myśl. Gdy dociera do mnie sens tych słów, wielkimi kostropatymi literami piszę odpowiedź, a brzmi ona : NIE!!!. Odrzucam liścik do białowłosej. Ta przeczytawszy moje bazgroły marszy brwi i zaczyna coś pisać. Karteczka szybko do mnie wraca.
Ale dlaczego? Napisała.
Bo nie mam zamiaru brać w tym udziału, dlatego. Wzdycham i posyłam liścik z powrotem do panny idealnej. Szybko czyta treść i patrzy na mnie błagalnie, jej spojrzenie mówi „zgódź się, zgódź się!” Sorry, ale gały szczeniaczka na mnie nie działają, ona zdaje sobie z tego sprawę, bo zmienia taktykę. Na mojej ławce ląduje kolejna karteczka.
Lysiek tez będzie. Prycham, co ona sobie ubzdurała? W dodatku raczej śmiem wątpić by dał się jej namówić na takie coś, mnie za cholerę nie wyciągnie, ja muszę szukać pracy, a nie tracić resztki oszczędności.
Kłamiesz, piszesz to tylko po to by mnie ściągnąć, moja odpowiedź wciąż brzmi „nie.”
Nie muszę długo czekać, aż wykaligrafuje odpowiedź.
No dobrze… Nie udało mi się namówić  Lyśka. Ale proszę zgódź się!!! Liścik lata między nami jeszcze przez dobre kilka minut, moja odpowiedź za każdym razem brzmi tak samo. Nie dam się w to wciągnąć, nie jest mi to w ogóle do szczęścia potrzebne, nie ma mowy nie piszę się na takie coś. Niech idzie sama ze swoim chłopakiem, nie mam pojęcia po co mnie w to pcha.
Lynn, nie pozostawiasz mi wyboru… Alexy wymusił zgodę na Arminie, więc ja wymuszę zgodę na tobie. Nie mam pojęcia dlaczego nie chcesz isc. Przecież wszyscy lubią festyny! A walentynkowe festyny są najlepsze. Proszę, może znajdziesz tam swoją drugą połówkę ? Zgódź się!!! Przejedziemy się na diabelskim młynie, będzie fajnie!
Czy ona mi z tym spokoju nie da! Nie mam zamiaru trwonić kasy na takie coś, biedny Armin, że da się wyciągnąć. Ja się nie ugnę, w dodatku perspektywa dyndania w żelaznym ustrojstwie ileś tam metrów nad ziemią raczej mnie nie zachęca, wręcz przeciwnie jest to ogromny powód by tam nie iść. W dodatku 14 lutego jest dopiero za tydzień, może zapomni i da mi spokój. Ignoruję więc jej ostatni liścik i gnę go.
Czuję, że ktoś mi się przygląda, kątem oka widzę, że robi to ta fioletowo włosa dziewczyna, a którą rano się zderzyłam. Patrzy na mnie tak jakby się mnie bała, jakby nie mogła uwierzyć, że tu jestem. Nic z tego nie rozumiem, przecież nie jestem jakąś maszkarą z horroru, bez przesady, nie mam pojęcia o co może jej chodzić…

Łażę po mieście, szukając jakiegoś szyldu z napisem „potrzebna pomoc”. Po drodze wstępuję na bazar, aby kupić czekoladowe ciastka, bo zaczyna mi burczeć w brzuchu. Oczywiście ciacha znikają bardzo szybko, bo nie tylko ja miałam na nie ochotę. Skrzydlak cały czas mi je podbiera!
-Kup sobie własne-prycham przewracając oczami, jednak Ken nic sobie z tego nie robi i po prostu wyrywa mi opakowanie z rąk.
-Oddawaj!-syczę, jednak skrzydlak zaczyna się śmiać i podnosi pudełko do góry. I co myśli, że będę skakać jak głupia, by odzyskać ciacha? Nie ma mowy, mam swój honor. Wzruszam ramionami.
-Mamo, mamo popatrz, latające opakowanie ciastek!-krzyczy jakieś małe dziecko i szarpie matkę za rękaw chcąc pokazać to dziwne zjawisko. Skrzydlak prycha i oddaje mi ciastka, zanim kobieta zdąża się odwrócić. Uśmiecham się wrednie. I kto tu wygrał?
-Nie wymyślaj niestworzonych rzeczy, idziemy.-Mówi matka chłopczyka i ciągnie dziecko za sobą. Chłopiec patrzy zdziwionymi oczami.
-A-ale mamo…- nie słyszę dalej bo znikają w jakimś sklepie. Wygrałam, jednak dziele się łupem. Nie jestem przecież jakąś tam zołzą, po prostu lubię się z nim droczyć, a on dobrze o tym wie, poza tym opakowanie lewitujących ciastek naprawdę przykuwa uwagę, lepiej żeby ktoś widzialny je trzymał.
Moją uwagę, przykuwa mały salon fryzjerski. Na oknie widnieje wypatrywane przeze mnie ogłoszenie. Budynek jest pomalowany na biało, dzięki czemu dobrze komponuje się z kolorowym szyldem i manekinami w perukach o przeróżnych barwach. Otwieram drzwi i wchodzę do gustownie urządzonego wnętrza. Ciemne panele, jasne ściany, barwne akcenty. Wszystko do siebie pasuje, nie tak jak w liceum gdzie walą w twoje oczy ogromną ilością ohydnego różu, który gryzie się z granatowymi szafkami.
Na ścianach wiszą zdjęcia portretowe różnych ludzi, prawdopodobnie klientów. W innym mniejszym pomieszczeniu po lewej znajduje się stolik z ciemnego drewna, na którym leżą magazyny. Stolik otoczony jest miękkimi na pierwszy rzut oka fotelami.
Podchodzę do lady i widzę kobietę o różowych oczach i włosach w takim samym kolorze, które spięte są w kucyk. Kobieta najprawdopodobniej właścicielka uśmiecha się do mnie ciepło.
-W czymś pomóc?-pyta. Przełykam ślinę i odganiam nerwy.
-Szukam pracy i zauważyłam ogłoszenie…
-Ach to cudownie! Właśnie szukałam kogoś do pomocy.- właścicielka salonu wchodzi mi w słowo i przez chwilę rozmawiamy o formalnościach. Idzie na chwilę na zaplecze po umowę, którą już od jakiegoś czasu miała przygotowaną właśnie na taką okazję. Wydała mi się miła i nie wiem czemu ale zaczęłam ją lubić, a w moim przypadku taka natychmiastowa sympatia jest bardzo bardzo rzadko spotykana. Moją uwagę przykuwa małe zdjęcie na ladzie. Fotografia przedstawia dziewczynkę i chłopca w wieku około ośmiu, dziewięciu lat. Mają na głowach kolorowe czapeczki urodzinowe. Dziewczynka ma długie czarne włosy, odgarnia grzywkę ręką i uśmiecha się wesoło. Ubrana jest w biały puchaty sweterek z beżowym serduszkiem na środku. Chłopiec również ma czarne włosy i podstawia dziewczynce rogi, widać, że się lubią. Promieniująca od przedstawionych na fotografii radość sprawia, że na moje wargi wypływa delikatny uśmiech.
-Urocze zdjęcie, prawda?-mówi kobieta, a w jej głosie wyczuwam dziwną smutną nutę. Podnosi zdjęcie i przypatruje się czarnowłosej dziewczynce.
-To moja siostrzenica z przyjacielem. Miała na imię Raven.-szepcze.

2 komentarze:

  1. Rozdział b-o-s-k-i!!!
    Kurcze, ale jej się upiekło, ciekawiej by było jakby nauczycielka nie przyszła XD
    Roza najlepsza, jak się na coś uprze to już koniec, ale mam nadzieję, że uda jej się namówić Lynn, aby poszła na festiwal :D
    A końcówka fajowa!!
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne! Czytając Twoje rozdziały zawsze towarzyszy mi gilgotanie w brzuchu z podekscytowania! Uwielbiam Twoje opowiadanie. Pozdrawiam i ślę wiaderko weny ♥♥:)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L