środa, 28 października 2015

Rozdział 9

Raven.
Mrugam oczami i z niedowierzaniem szczypię się w ramię, nie mogąc oderwać wzroku od ptaka, który również mi się przypatruje. Macha czarnymi skrzydłami.
To tylko sen, Raven, to tylko wytwór twojego umysłu. Nie powinnaś oglądać horrorów mając gorączkę, rzucają ci się potem na mózg, powtarzam sama do siebie w myślach.
Kruk znowu kracze i wylatuje przez otwarte okno, które zamyka się za nim jakby zrobiła to jakaś niewidzialna siła. Tak… to z pewnością wynik gorączki, albo zaczynam świrować. Wolę tą pierwszą opcję.
Biorę kilka głębokich wdechów, z powrotem opadam na poduszki i zamykam oczy.
Tym razem nie śniło mi się nic, absolutnie nic, tylko raz w odmętach mar sennych słyszałam jak jakiś kruk znowu wołał mnie po imieniu.

Tego dnia nie poszłam do szkoły, przynajmniej mogłam sobie dłużej pospać. Przez kolejne zamówione porcje jedzenia, nasze oszczędności zmalały jeszcze bardziej. Niedługo będę musiała rozejrzeć się za jakąś pracą, bo przy takiej ilości pieniędzy wydawanych na jedzenie, nie pożyjemy długo… to znaczy ja nie pożyję. Na dodatek muszę jeszcze odwiedzić galerię i kupić jakieś normalne ubrania, bo w szafie Lynn oprócz kilku T-shirtów i kilku par jeansów nic nie nadaje się do noszenia. Zastanawiam się czy te wszystkie różowe fatałaszki, spódniczki i kolorowe sweterki wciąż mają kisić się na dnie szafy czy oddać je potrzebującym. Tyle rozważań na mojej głowie.
Jednak pomimo tego, że większość dnia leżę sobie w łóżku pod pierzyną, to nie próżnuję. Udało mi się ustalić jaką muzykę lubię, jej!!! W tym mieszkaniu grało wszystko, dosłownie wszystko, od popu przez metal do rapu, aż w końcu odkryłam rock. Zakochałam się w Winged Skull, sama nie wiem czemu, ale jak tylko zarobię jakąś kasę to muszę, po prostu muszę kupić ich płytę.
Teraz szukam w necie jakichś senników, które wytłumaczyłyby mi w przynajmniej znikomym stopniu koszmar z minionej nocy, niestety nic nie udaje mi się znaleźć. Nagle przypominam sobie o czymś co jeszcze niedawno zaprzątało moją głowę. Bez zbędnego namysłu wpisałam frazę „Czy psy mogą widzieć duchy?”. Wujek Google twierdził, że owszem, zresztą nie tylko psy, większość zwierząt widzi i reaguje na zjawiska nadprzyrodzone. Przynajmniej jedno dręczące mnie zagadnienie zostało rozwiązane. I to nie przez skrzydlaka, który za każdym razem unikał tematu…
Nagle rozdzwania się mój telefon, patrzę zdzwiona na wyświetlacz. Jakiś nieznany numer… Ignoruj. Jednak ten ktoś nie chce dać się tak łatwo zignorować. Dzwoni i dzwoni, w końcu mam dość i odbieram.
-Czemu nie ma cię w szkole?-szybkie pytanie bez owijania w bawełnę. Roza? A, skąd ona ma mój numer?! Przecież nikomu go nie podawałam.
-Jestem chora, a skąd masz mój numer?
-Od Peggy.-A skąd PEGGY, do cholery ma mój numer?! Roza chyba czyta mi w myślach, bo szybko wyjaśnia.-  Wkradła się do pokoju nauczycielskiego i poszperała w twojej teczce. No cóż… współczuję z powodu choroby i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. A! Lysiek o ciebie pytał, czyżby jakiś romansik?
-Roza!-niemal krzyczę do telefonu.-Znam Lysandra od niespełna tygodnia! Za dużo filmów romantycznych oglądasz, rzuciły ci się na mózg.
-Życie jest nieprzewidywalne, jeszcze raz życzę powrotu do zdrowia.-mówi i się rozłącza. Wzdycham i opadam z powrotem na poduchy.

Po dwóch dniach mojej nieobecności, narobiłam sobie niezłych zaległości. Teraz będę musiała ślęczeć przed książkami, albo po prostu to oleję, poszukam pracy, a później poprawię? Sama jeszcze nie wiem, wiem tylko, że za pracą na 100% muszę się rozejrzeć i to jeszcze dzisiaj. W drodze do ohydnie różowego budynku liceum cały czas rozglądałam się za siebie. Miałam nieodparte uczucie, że ktoś lub coś mnie obserwuje, jednak za każdym razem nie widziałam nic, tylko kruki siedzące na nagich gałęziach drzew spoglądające na mnie z góry, a mnie za każdym razem przechodził dreszcz, bo przypominał mi się koszmar z przed dwóch dni. Chyba powoli zaczynam odchodzić od zmysłów, może powinnam zgłosić się do psychologa? Ale co powiem? Tak naprawdę nazywam się Raven Hill i jestem martwa, ale tymczasowo przebywam w ciele Lynn Darcy, aby udowodnić aniołom i reszcie tałatajstwa z zaświatów, że nie popełniłam samobójstwa. Na dodatek od jakiegoś czasu mam wrażenie, że prześladuję mnie kruki. Jestem pewna, że przed końcem sesji wysłałby mnie do psychiatry…
Na dziedzińcu, znowu dopada mnie to dziwne uczucie, ze jestem obserwowana. Rozglądając się wokół nie zauważam przechodzącej obok mnie dziewczyny i wpadam na nią. Obie zderzamy się głowami i lądujemy na tyłkach.
Wokół nas walają się kartki papieru. Rysunki? Szkice? Szybko podnoszę się z ziemi i pomagam je zbierać do zielonej teczki dziewczyny i dopiero teraz patrzę z kim dokładnie się zderzyłam. Dziewczyna jest mniej więcej mojego wzrostu (Jest! Nareszcie nie czuję się jak jedyny krasnal w tej szkole!) o jasnoszarych oczach i fioletowych włosach do ramion, ubrana w szary płaszcz. Podaję jej teczkę z rysunkami.
-Nic ci nie jest?-pytam się jej bo patrzy na mnie wielkimi ni to zaskoczonymi ni wystraszonymi oczami.
-N-n-nic.-duka i czym prędzej ucieka do budynku, oglądając się na mnie przez ramię. Jest tak blada jakby przed chwilą zobaczyła ducha.
Dziwna osóbka, mówię w myślach i wzruszam ramionami. Oby lekcje mi się nie dłużyły… za nadto.

Czy ja wyglądam jak dziewczyna na posyłki? Nie wydaje mi się, ale gdy jędza od chemii wysyła mnie do klasy muzycznej po dziennik powstrzymuję się od zjadliwego komentarza i wykonuję polecenie, nie mam zamiaru dodawać sobie kłopotów. I tak siedzę w kozie aż do odwołania, a na wiosnę będę chwasty pielić. Czasem lepiej zamknąć ryj i położyć uszy po sobie.
W klasie muzycznej zastaję Irys. Siedzi na krześle i stroi gitarę. Patrzę na instrumenty w futerałach zamknięte w szklanych szafach i na nuty porozrzucane po ławkach. Prawdopodobnie przed chwilą skończyły się klubowe zajęcia.
-Grasz?-pytam siadając obok rudowłosej. Dziennik przecież nie zając, nie ucieknie, zawsze może trochę poczekać, a mi minie większa część chemii. Nieświadoma moich wewnętrznych rozważań Irys uśmiecha się miło.
-Trochę, ale nie najlepiej mi to wychodzi, wolę grać na skrzypcach.-No to wyższa szkoła jazdy. Patrzy na mnie wciąż się uśmiechając. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ten szeroki nie złażący jej z twarzy uśmiech zaczyna mnie drażnić, a spojrzenie roziskrzonych niebieskich oczu nie wydaje mi się wcale szczere. To dziwne, że ta dziewczyna zgrywa szkolną „słodką idiotkę”. A może to mi coś się wydaje… No cóż, ostatnimi czasy mam manię prześladowczą, mam wrażenie, że wszystkie kruki w okolicy gapią się tylko na mnie. Prawdopodobnie zaczynam wariować, no cóż przynajmniej nie będzie nudno. A skoro ruda jak na razie jest dla mnie miła to nie ma sensu snuć jakichś durnych teorii, już wystarczająco sobie nagrabiłam u ludzi z liceum.
-Chcesz spróbować?-pyta. Kiwam głową. Sama nie wiem czemu, automatycznie. Nawet nie mam pojęcia czy potrafię grać! No cóż, jak nie spróbuję to się nie przekonam…
Moje palce układają się na gryfie jakby robiły to już niezliczoną ilość razy. Struny drgają, a instrument wydaje z siebie pierwsze dźwięki, moje palce natychmiast zaczynają wygrywać tylko im znaną melodię… Patrzę na moje dłonie oniemiała, a w mojej głowie zaczyna wirować…
Chaos. Tylko tak da się opisać to co się dzieje w piwnicy. Kolorowe reflektory walą po gałach, rozwrzeszczany tłum nastolatek wgniata mnie w ścianę. Pierwszy koncert w historii naszej durnej szkoły, był jednak dobrym pomysłem, jakoś trzeba było zebrać te fundusze, które przepadły podczas feralnego biegu na orientację…
Dźwięki uderzają we mnie ze wszystkich stron, mam wrażenie, że wszystkie dziewczyny tłoczące się wokół mnie zaraz mnie zgniotą i stanę się ludzką miazgą. Mimo tego, że wszystkie łby uniemożliwiają mi zobaczenie sceny uśmiecham się szeroko. Ja zawsze w nich wierzyłam, zawsze i wreszcie się udało. Kto wie, może ktoś tutaj szepnie słówko znajomym, którzy opowiedzą swoim znajomym i wieść się rozniesie. Kto wie, może mają szansę zaistnieć w przemyśle muzycznym. Wodzę wzrokiem po rozwrzeszczanych dziewczynach, no fanki już mają, jednak to ja zawsze będę tą pierwszą i będę ich numerem jeden.
Wrzeszczę razem z tłumem. Kas właśnie gra solówę na gitarze, Staję na palcach, chciałabym coś zobaczyć, jednak z moim wzrostem nie mam co na to liczyć. Nie dość, że wszystkie dziewczyny wokół są ode mnie wyższe, to jeszcze ubrały szpilki. Teraz to dopiero czuję się jak krasnal. Piosenka się kończy. Nagle słyszę głos Kasa przez mikrofon i staję jak wryta.
-A teraz mała niespodzianka. Zagra z nami ktoś jeszcze. Raven, ruszaj tyłek i na scenę!-Nie!!! To nie może być prawda. Uduszę go, jeszcze mi za to zapłaci, ale muszę się stąd jak najszybciej ulotnić. Schylam się, choć z moim metr sześćdziesiąt nie jest to konieczne, i brnę do wyjścia.
-No ile można czekać-słyszę jego prychnięcie.-Drogie dziewczyny widzicie to czarnowłose coś co w tej chwili przeciska się do wyjścia? Jeśli tak, ta która ją zawlecze na scenę dostanie dedykację przy następnej piosence.-Już widzę jak uśmiecha się półgębkiem. Teraz już nie brnę do wyjścia, ja dosłownie rzucam się do ucieczki. Lecz tłum mnie łapie, szarpie mną i popycha w stronę sceny, a gdy już pod nią jestem zostaję natychmiastowo wciągnięta na górę czerwonowłosego, którego w tym momencie pragnę udusić. Jednak zamieram gdy patrzę na tłum pode mną, wszystkie reflektory kierują się na mnie. W głowie rozbrzmiewa mi wyimaginowany ni to krzyk ni to jęk Rozalii. Bo taka ja, z rozczochranymi kłakami, w pomiętej, czarnej koszulce z logiem Winged Skull,  granatową bluzą przewiązaną na pasie, ciemnych obdartych w kolanach jeansach i wiernych, znoszonych glaniakach, stoję właśnie na scenie obok chłopaków, dla których Roza przez tydzień przygotowywała kostiumy.
Gula staje mi w gardle, wszyscy się na mnie gapią, mam  ochotę zapaść się pod ziemię lub zeskoczyć ze sceny, chociaż tego ostatniego nie zrobię, bo wysokość zacznie troić mi się w oczach. Niech przestaną się na mnie lampić, nienawidzę być w centrum uwagi. Za dużo osób, zbyt dużo oczu obserwuje każdy mój ruch, brzuch natychmiast zaczyna mnie boleć.
Kas zabiera gitarę naburmuszonej Irys i podaje mi ją, co na chwilę przywraca mnie do rzeczywistości.
-Zabiję cię.-warczę do niego. Ten wybucha śmiechem. I jeszcze bardziej mierzwi moje włosy, krzywię się, teraz to na pewno na łbie mam niezłą szopę. Nagle dostrzegam coś kątem oka, już wcześniej widziałam stroje chłopaków więc zbytnie to dla mnie zaskoczenie nie było, ale ten szczegół wcześniej umknął mojej uwadze.
-Czy ty masz spinki we włosach?!- wypalam zaskoczona dość głośno.-Żałuję, że padła mi bateria w telefonie, bo mogłabym cię szantażować do końca życia.- Teraz to on się krzywi.
-Zamknij się i graj.-prycha, a ja uśmiecham się półgębkiem, a on podaje tytuł tak dobrze znanej mi piosenki. Moje palce instynktownie układają się na gryfie, lecz gdy już mam zacząć grać, coś mnie powstrzymuje. Spartaczę to, na pewno coś spartaczę, a wszyscy ci ludzie to zobaczą. Nigdy nie występowałam na scenie, granie razem z Kasem u niego w piwnicy lub branie udziału w próbach zespołu to jedno, występ przed publicznością to drugie, nigdy się na to nie odważyłam i nie chciałam się odważyć, dlatego za wszelką cenę odmawiałam dołączenia do zespołu, aż tu nagle Kas wyciąga mnie szturmem na scenę. Wielkie dzięki!
-Wszystko będzie okey, graj-szepcze do mnie Kastiel.
Nie mogę się jednak przełamać, dopiero gdy dłoń Lysandra zaciska się na mojej i  chłopak dodaje mi otuchy delikatnym uśmiechem, po czym zaczyna śpiewać zbieram się w sobie, a moje palce zaczynają wygrywać tak dobrze znaną mi melodię. Skoro cichy i spokojny Lys daje radę, ja też dam. Powoli zaczynam się odprężać na scenie, a trema stopniowo mija. Ostatnie co widzę zanim całkowicie pogrążam się w muzyce i tej dziwnej energii płynącej od tłumu, to dziwne ukradkowe spojrzenie Kastiela, którym obdarzył najpierw mnie, a później białowłosego.
Rzeczywistość stopniowo do mnie wraca, falami, jeszcze miesza się z fragmentami wspomnienia. A dzieje się to akurat wtedy gdy moje palce kończą wygrywać melodię. Irys patrzy się na mnie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami i lekko uchylonymi ustami.
-Skąd to znasz?- z transu całkowicie wyrywa mnie niemal oskarżycielskie warknięcie. Gwałtownie odwracam głowę w stronę drzwi, a moje spojrzenie natrafia na znany mi czerwony łeb i zimne szare oczy. No pięknie… 

Rozdział nie wyszedł mi za bardzo :( Musicie mi wybaczyć, ale głowa mnie boli , do długich również za bardzo nie należy... Znowu przepraszam
Co one-shota to jest już napisany i czeka sobie na 5 listopada.

4 komentarze:

  1. Masz we mnie nową czytelniczkę,:-) :-) :-) przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania:-) :-) :-) :-) i stwierdzę że masz we mnie czytelniczkę, :-) :-) :-) będe tu zaglądać jak tylko będzie dodany nowy rozdział:-) :-) :-) pozdrawiam i życzę Ci dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju *.* no nie mam pojęcia co napisać... Genialny rozdział i ten moment gdy przypomina sobie jakiś fragment z poprzedniego życia. Haha ciekawa jestem reakcji Kasa na to :-) boziu ja.chce kolejny i to szybciutko!!
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział *-*
    Te wspomnienia boskie, tylko je czytać i czytać :3
    Oj~ Coś czuję, że w następnym rozdziale będzie akacja ^^
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj oj nasza Lynn się zdradza... xD Poza tym jestem ciekawa czemu Violka tak gwałtowanie zareagowała?

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L