niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 12

Wydarzenia sprzed kilku dni wciąż nie dają mi spokoju. Od tego czasu moje nerwy są napięte jak postronki. Nic jednak nie wspomniałam skrzydlakowi, nie zasługuje na nawet znikome zaufanie.
 W ciągu tych kilku dni nie wydarzyło się nic ciekawego, wkręciłam się w rutynę. Szkoła, kara, praca, dom i tak w kółko. Nawet nie wiem kiedy ten czas minął, nim się obejrzałam kalendarz wskazał mi 13 lutego. Piąteczek ukochany, nawet nie wiesz jak bardzo cię wyczekiwałam. Zimowe mrozy odrobinę zelżały a śnieg zaczyna topnieć. Podejrzewam, ze mrozy jeszcze wrócą i to z podwójną siłą.
Idę korytarzem w poszukiwaniu sali, w której zaraz mam zajęcia. Szukam odpowiedniej klasy, gdy nagle drogę tarasuje mi Amber i jej świta. Boże, no i cały dzień będzie do dupy, nie ma to jak spieprzyć sobie poranek patrząc na jej przesadnie wytapetowaną gębę. Na każdej z pokrytych co najmniej kilogramem fluidu mord widnieje pewny siebie uśmiech.
-Czy księżniczka ze swoim orszakiem raczy ruszyć szanowne dupsko, czy nie może zrobić ani jednego kroku na tych szpilorach, bo boi się, że zaryje ryjem o posadzkę? Jeśli to drugie, to się nie martw gorzej być nie może.-parskam. One tylko mierzą mnie spojrzeniem pełnym tryumfu, a uśmiech nie złazi im z gęby, zupełnie nic sobie nie robią z mojej odzywki. Amber wyjmuje z torebki telefon, włącza coś i przystawia mi prosto pod nos. Jej łapa jest tak blisko, że mogę policzyć warstwy turkusowego lakieru na jej paznokciach.
-Poznajesz?-cedzi słodziutko. Wpatruję się w ekran telefonu, a dokładnie w wyświetlane na nim nagranie. Jestem na nim ja idąca przez park, nagle zatrzymuje się i zaczynam dyskutować sama ze sobą, nie słychać dobrze słów, nie można ich rozpoznać. Scena się urywa, jej miejsce zastępuje następna. Jestem tuż pod salonem fryzjerskim, zdaje się, że wydzieram się na powietrze, na gałęziach zlatuje się tabun kruków, a ja zaczynam przed nimi uciekać. Nagranie się kończy, ekran ciemnieje, a ja mimo iż nie jestem w stanie zobaczyć swojej twarzy jestem pewna, że jest bledsza niż biała szpitalna ściana.
-S-s-skąd?-dukam. Nic więcej nie jest w stanie mi przejść przez gardło. Jej uśmiech się poszerza, nie powie mi. Rzucam się by odebrać jej telefon, jednak ona jest szybsza i jednym kliknięciem udostępnia nagranie wszystkim, których ma w kontaktach. Blondyna i jej świta wybuchają śmiechem i schodzą mi z drogi.
Przez chwilę stoję jak sparaliżowana, próbuję wziąć się w garść. To nie pora na użalanie się nad sobą, pokaż jej, że masz to w dupie, nie daj jej satysfakcji, mówię do siebie w myślach. Zaciskam szczękę i ignoruję tłum gapiów, który już zdążył się zgromadzić. Przeciskam się przez tłumek uczniów jak najszybciej, słyszę dźwięki odebranych wiadomości, przyśpieszam aby jak najszybciej wejść do sali lekcyjnej. Niech już zacznie się lekcja, niech już zacznie się lekcja, modliłam się w duchu zajmując miejsce w ostatniej ławce.
Moje modły szybko zostają wysłuchane. Uczniowie wchodzący do klas mierzą mnie wzrokiem, patrzą na mnie jak na kosmitkę, wariatkę. Czuję ich oceniające spojrzenia na karku. Gdy zajmują miejsca słyszę ich szepty „gadała do siebie”, „wiedziałam, że z nią musi być coś nie tak”, „ma coś z głową, pewnie to wariatka, trzeba mieć się na baczności, z takimi nigdy nic nie wiadomo”. Moje ręce trzęsą się jak galareta, mam ochotę wyjść, uciec stąd jak najszybciej. Uczniowie cały czas mi się przyglądają. Odwróćcie wzrok, skupcie się na lekcji, odwróćcie wzrok, błagam!
Nauczycielka zaczyna czytać listę obecności. Jestem cała spięta, moja noga porusza się jak młot pneumatyczny, od razu widać, że marzy mi się ucieczka. Nagle drzwi się otwierają i spojrzenia wszystkich w klasie zmieniają obiekt zainteresowania, wszystkie oczy wpatrują się teraz w spóźnialską, a ja oddycham z ulgą bo choć na chwilę nikt nie świdruje mnie już wzrokiem. Dziewczyna w ogóle nie przejmuje się słowami lekko zdenerwowanej nauczycielki. Jest dość niska, chyba niższa ode mnie o kilka centymetrów, ma rudawe włosy w których widać różową opaskę z kwiatkiem, ubrana jest w różową sukienkę i dżinsową kamizelkę. Patrzy chytrymi zielonymi oczami.
-Usiąć koło Lynn Darcy, Klementyno.-mówi ostro nauczycielka. Dziewczyna obdarza mnie dziwnym wyniosłym spojrzeniem i prycha unosząc delikatnie kąciki ust w chytrym uśmiechu.
-Obok świruski?! Nigdy!- klasa wybucha śmiechem, a ja już nie mogę wytrzymać. Zrywam się z miejsca i czym prędzej chcę wybiec z sali, nie wytrzymam dużej gdy ściska mnie w żołądku, a durne piekące łzy cisną się do oczu, muszę wyjść, nie mogę pokazać tym idiotom, jak bardzo dotknęły mnie ich słowa. Już chwytam za klamkę i mam zamiar wybiec na korytarz, gdy ktoś łapie mnie za dłoń. Widzę różnokolorowe tęczówki, które patrzą na mnie z litością, współczuciem, wyrywam rękę nie chcę niczyjej litości, nienawidzę jak ktoś się nade mną lituje. Wychodzę na korytarz zatrzaskując za sobą drzwi odprowadzana zdziwionymi szeptami i śmiechem, teraz dopiero się zacznie ale mnie to nie obchodziło. Moje dłonie drżą, muszę się uspokoić, muszę się przewietrzyć. Błyskawicznie docieram do swojej szafki, wyjmuję kurtkę, nakładam ją i szybkim krokiem idę na dziedziniec.
-Raven…-mijam skrzydlaka jakby nie powiedział nic, jakby go nie było. Już dawno powinnam była całkowicie go ignorować, nie rozmawiać w miejscach publicznych, teraz mam za swoje. Ale to tylko moja wina i tylko siebie nią obarczam, wiem, że powinnam coś powiedzieć, ale jestem w stu procentach pewna, że zamiast słów popłynęłyby łzy, a nie mam zamiaru by ten idiota widział jak płaczę, niech myśli, że jestem wściekła. Chociaż nie… mam gdzieś jego zdanie, niech myśli co chce, zupełnie mnie to nie obchodzi. Muszę ochłonąć, dojść do siebie, ukryć się gdzieś…
Na dziedzińcu skręcam i kieruję się do ogrodu, którym opiekuje się klub ogrodników, mijam szklarnię, kilka klombów, później skręcam do zadrzewionego zagajnika. Otrzepuję ukrytą wśród drzew ławkę z resztek śniegu i siadam na niej. Kierowałam się tu instynktownie, nie wiedziałam nawet, że jest tu takie miejsce, gdzie w spokoju można się zaszyć, gdzie mogę być odgrodzona od świata, choćby gałęziami drzew. To musiało być moje małe sanktuarium.
Wdycham chłodne powietrze i staram się przestać myśleć o czymkolwiek, wyciszyć się. Przyglądam się otaczającej mnie naturze, później wznoszę spojrzenie ku niebu, patrzę jak słońce stara się przecisnąć przez chmury i choć trochę ogrzać świat, szukam wśród chmur ciekawych kształtów. Nie wiem ile tu już siedzę, ale nie obchodzi mnie upływ czasu, później wezmę od kogoś notatki…może.
-M-m-mogę się dosiąść?- z rozmyślań wyrywa mnie cichy głosik. Odwracam lekko głowę i widzę trzęsącą się fioletowowłosą osóbkę. Wzruszam ramionami i burczę „siadaj”, w sumie wolałabym pobyć jeszcze trochę sama, ale patrząc na wystraszoną twarz dziewczyny, dochodzę do wniosku, że prędzej ucieknie z płaczem niż zacznie mi ubliżać od wariatek.
Dziewczyna siada niepewnie na ławce i siada jak najdalej ode mnie.
-Czego tak mnie się boisz, przecież cię nie zjem-prycham, bo jej zachowanie powoli zaczyna mnie irytować, jednak mój komentarz raczej jej nie ośmielił.
-Trochę mi dziwnie z tobą rozmawiać.-szepcze, widać, że zaczyna się coraz bardziej denerwować. Wyjmuje z kieszeni jaką ulotkę i daje mi ją do ręki, niemal automatycznie biorę od niej pogiętą kartkę  i prostuję. „Dom Dziwów i Tajemnic Russellów” Czytam krótki tekst, który informuje o atrakcjach.
-To duży namiot, będzie w centrum placu, gdzie odbędzie się festyn, masz wstęp za darmo.-wydusza z siebie i idzie w swoim kierunku jakby ją osy goniły. Nic nie rozumiem, gnę ulotkę i wkładam do kieszeni kurtki. Wyjmuję telefon i patrzę na godzinę, czas się zwijać, nie ma co tu siedzieć i tak ominęło mnie sporo lekcji. Wstaję z ławki i idę w kierunku bramy głównej gdy natrafiam na moje ukochane trio, naprawdę, znowu? Za jakie grzechy. Postanawiam je zignorować i po prostu je wyminąć, jednak Amber mocno chwyta mnie za ramię.
-Teraz już wiesz dlaczego ze mną się nie zadziera.-syczy, a w jej głosie słychać sporą nutkę tryumfu.-Wariatko.-Dodaje głośniej na końcu, po czym wszystkie zanoszą się śmiechem. Wyrywam się i idę dalej ignorując je, kątem oka widzę, że na bramie usiadł kruk i przyglądał się całej sytuacji.

W pracy jestem jak zombie, nie mam nawet siły powyklinać w myśli klientów za to, że włażą w ubłoconych buciorach na podłogę, którą świeżo umyłam, ani za to, że później muszę po nich kłaki zamiatać. Przynajmniej był jeden mały plus, nie musiałam się aż tak wysilać by wytrzymać z przyklejonym do twarzy „firmowym” uśmiechem, wszystko mam gdzieś. Akurat w tej chwili salon jest wolny od klientów więc opadam na fotel obok pierwszego stanowiska.
-Rozchmurz się dziewczyno, gdzie ta kulka energii co zwykle?- pyta mnie Emma żując gumę i zakładając za ucho pasemko swoich krótkich ciemnoblond włosów. Wcześniej była tu na praktykach fryzjerskich, a gdy je skończyła postanowiła zostać na stałe. Otrzepuje resztki włosów z fartucha na ziemię. Zamiatam je bez słowa, a ona unosi brew z wbitym w łuk brwiowy kolczykiem i patrzy na mnie jak na kosmitę.
-To nawet nie nawarczysz na mnie, że dokładam ci roboty, co się z tobą dzieje, mała?
-Taki dzień.-wzruszam ramionami.-I ile razy mam powtarzać byś nie mówiła na mnie mała?-prycham przewracając oczami. Ona lekko się uśmiecha.
-Widzę, że ten dzień jednak całkowicie z ciebie życia nie wyssał.-rzuciła akurat wtedy gdy weszła klientka i musiała się nią zająć.
-Strzyżenie i farbowanie…-zdołałam usłyszeć w drodze na zaplecze, pięknie, znowu będę musiała zamiatać… jednak lubię tą pracę, może włączanie maszyn, mycie i zamiatanie podłogi oraz sprzątanie salonu nie należy do najciekawszych zajęć lubię to robić pomimo wszystkich moich narzekań. To przez atmosferę, moją ciotkę, a nawet Emmę nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną.

Dziewczyna wraca z kawiarni uśmiechając się półgębkiem pisząc wiadomość do koleżanki, cudowny dzień, myślała, że Darcy się poryczy… niestety nie dane jej było zobaczyć jej łez, ale mina była bezcenna. Wygrała, pokazała jej gdzie jest jej miejsce i co się dzieje z osobami, które wtrącają się między nią i Kasa, nigdy nie wybaczy jej tego, że obróciła Kastiela jeszcze bardziej przeciwko niej, że wstawił się wtedy za tą głupią Lynn…
Prycha, utarła jej nosa raz a dobrze, przecież nikt nie zechce się zadawać z wariatką, wiedziała, że nowa musiała mieć coś z głową aby z nią zadzierać nie myliła się.
Powoli zmierzcha, ciemnieje a ulice stopniowo zaczynają pustoszeć, a te cholerne ptaszyska, których ostatnio w mieście się jakby namnożyło krakały i doprowadzały ją do szału, tym, że dzioby im się nie zamykały. W sumie nie tylko ją, Lee też cały czas narzeka, że Amoris powoli zamienia się w ptaszarnie, przez te durne, czarnoskrzydłe kreatury.
Zastanawia się czy aby nie zajść jeszcze do jakiegoś sklepu… Myśli, że zakupy to dobry pomysł, aby jeszcze bardziej umilić sobie ten dzień. Gdy wychodzi ze sklepu gdyby nie uliczne latarnie prawie nic nie byłoby widać, trochę się zasiedziała, ale przynajmniej kupiła super top i torebkę od Armaniego. Dostaje sms od brata dlaczego jeszcze nie ma jej w domu, ignoruje go. Może jeszcze zajrzy gdzieś jeszcze, w sumie nigdzie jej się nie śpieszy…
Nagle zauważa jakiś błysk w ciemnej uliczce, czyżby ktoś zgubił biżuterię?  Rozgląda się, na ulicy jest pusto, zaintrygowana wchodzi do zaułka przyświecając sobie telefonem. Ale dzisiaj ma szczęście. Na bruku leży pierścionek z ametystem, prawdopodobnie wykonany z białego złota. Uśmiecha się, jaka idiotka zgubiła pierścionek, myśli schylając się po znalezisko.
Nagle za plecami słyszy trzepot skrzydeł, odwraca się, jednak nie zauważa nic, wzrusza ramionami i już sięga po pierścionek gdy uświadamia sobie, że zniknął. Po plecach przechodzi jej zimny dreszcz, powietrze jakby zgęstniało, zaczyna się cofać. Kruki na dachach budynków kraczą przenikliwie, ma wrażenie, że świdrują ją spojrzeniem. Zaczyna drżeć, a strach opanowuje jej ciało, nie może oderwać od nich wzroku, nagle za plecami słychy cichy, perlisty, dziewczęcy chichot.
-Nie wolno krzywdzić siostrzyczki.-Dziewczyna podskakuje i gwałtownie się odwraca w ciemności widzi tylko szeroki śnieżnobiały uśmiech i świecące fioletowe oczy.
Kruki wzbijają się do lotu i lecą ku niej.
Ciszę nocy przerywa jej wrzask.  

W konkursie wygrała Maru Mi, która była najbliżej, gratulacje! W nagrodę możesz stworzyć swoją własną postać, którą umieszczę w opowiadaniu. Jakbyś mogła wyślij mi na maila jak postać ma wyglądać, jej cechy charakteru, rolę jaką ma pełnić w historii i tym podobnie, jeszcze raz gratulacje!
Ps. W następnym rozdziale jak już się zapewne domyślacie odbędzie się festyn walentynkowy

4 komentarze:

  1. Końcówka najlepsza! Aż skomentowałam ją cichym tekstem podekscytowania "o jacie". Super jak zawsze! :D Wypełnione tajemnicą, która nie przestaje mnie intrygować :) Piękne opowiadanie, gra na emocjach, a to rzadkość. Smutno mi z powodu trudnego losu Raven. Nie dość, że ciąży na niej zakład, brak wspomnień o własnym ja to jeszcze durna Amber musi ją dołować. :( Biednaa, mam nadzieję, że wynagrodzisz jej to cierpienie :)
    Dzięki, dzięki :3 Już wysyłałam na pocztę wszystko :)
    Pozdrawiam i przesyłam wenę do dalszego pisania ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za motywujący komentarz :D Tajemnic jak na razie nie zabraknie, może jeszcze się namnożą ;)
      A co do trudnego losu Raven to życie z natury nie jest usłane różami, a ona jeszcze nie raz boleśnie się o tym przekona

      Usuń
    2. [przepraszam za spam]

      Hej, z powodu wielkiego zachwytu Twoją twórczością zostałaś nominowana przeze mnie do wielkiego LBA :)
      Więcej szczegółów tutaj: http://otulonauczuciemslodkiegoflirtu.blogspot.com/2015/11/lba.html

      Przy okazji, pozdrawiam Cię serdecznie ♥

      Usuń
  2. Rozdział genialny!
    Nie mogę się doczekać tego festynu walentynkowego :D
    Jak zawsze Amber mnie wkurza, nie możesz ją utopić? XD
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
    PS Przepraszam, że tak późno komentuje :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L