Dziękuję za ponad 2500 odsłon!!! Mam najlepszych czytelników pod słońcem :)
Ps. Oto muzyka do specjala (nie mam pojęcia jak to się nazywa)
... 10 lat wcześniej...
-Raven!!!- Nie oglądała się za siebie. Wybiegła z sali czym prędzej, przepychając się pomiędzy zdziwionymi pielęgniarkami i lekarzami. Nie oglądając się za siebie co chwilę przecierała pełne łez oczy ręką. Zbiegła w dół schodami, minęła recepcjonistkę. Słyszała jak ciotka ją woła gdzieś za nią, przyśpieszyła. Przy wyjściu dwaj ochroniarze chcieli ją złapać, jednak udało jej się im wyślizgnąć i wybiegła wprost na ulicę. Samochody pozatrzymywały się trąbiąc na nią, jednak dla niej nie liczyło się w tej chwili nic, chciała tylko uciec jak najdalej od tego miejsca. Przebiegła przez jezdnię i czym prędzej wsiadła do autobusu, który właśnie nadjeżdżał. Wyskrobała z kieszeni trochę drobniaków i zajęła miejsce.
Patrzyła na widok za oknem, raz po raz ocierając oczy i tak już mokrymi rękawami beżowej bluzy, z kapturem z kocimi uszami. W lewej dłoni kurczowo ściskała poplamioną łzami kopertę. Ścisnęło ją w gardle i z nów zalała się łzami. Jednak spróbowała stłumić szloch, gdy zdała sobie sprawę, że dużo ludzi się jej przygląda. Samotna, zapłakana siedmiolatka w autobusie raczej nie jest normalnym widokiem i przyciąga sporą uwagę. Ktoś mógłby zawiadomić władze o jej ucieczce, a ona nie chciała wracać. Nie była jeszcze gotowa wrócić.
Gdy tylko znajomy teren mignął w oknie podbiegła do kierowcy i kazała mu się zatrzymać, po czym jak najprędzej wybiegła z autobusu i jak burza popędziła do parku. Poza szpitalem i domem ciotki, to było jedyne miejsce jakie znała w tym mieście. W każdy weekend gdy pani Winslett się nią już nie mogła zajmować i przyjeżdżała do ciotki odwiedzała ten park, często też zostawała w nim sama gdy po raz kolejny nie chciano jej wpuścić na izbę przyjęć. Teraz... teraz... już nie ma powodu by w ogóle miała iść na izbę przyjęć.
Łzy ciekły ciurkiem po jej policzkach, unikała spojrzeń innych dzieci w parku i ich rodziców. Znowu zaczęła biec. Pędziła w kierunku starego dębu, pod którym zawsze się ukrywała. To było jej miejsce.
I tym razem się za nim schowała, usiadła na konarze i podkurczyła nogi wpatrując się w taflę małego stawiku przed nią, ukryta przed światem.
W dłoniach ściskała kopertę, jednak nie zdobyła się na to by ją otworzyć. Wiedziała, że to głupie, ale jakby sądziła, że to przez list w tej kopercie jej świat się zawalił, że gdyby nie on... Po raz kolejny zalała się łzami, targana szlochem ukryła twarz w dłoniach.
Czekał w parku, na ławce. Jak co tydzień, to już chyba była taka ich tradycja. W każdy weekend przychodzili do tego parku i bawili się razem. Oboje nawet nie zauważyli kiedy z odludków, którzy spędzają razem czas, bo nie mają znajomych stali się przyjaciółmi. Ona zawsze przychodziła do tego parku, a na jego widok na chwilę przestawała być pochmurna i zmartwiona, i uśmiechała się. On nie wiedział dlaczego ona zawsze była smutna, jednak nie drążył tematu czując, że ona nie chce mówić.
Tego dnia jednak nie mógł jej dostrzec. To było dość dziwne... Postanowił jeszcze chwilę poczekać, a później z nudów zaczął przechadzać się po parku. Oddalał się od zgiełku, który dochodził z placyku zabaw, piaskownic, miejsc na pikniki rodzinne. Nagle usłyszał cichy dźwięk. Szloch? Z czystej ciekawości postanowił sprawdzić. Płacz dochodził zza wielkiego dęba i już wiedział kto jest jego źródłem. Tylko jedna osoba chowała się za tym dębem. Raven.
-Idź sobie!-krzyknęła gdy tylko go zobaczyła i rzuciła w niego żołędziem, który leżał blisko niej.
W porę się uchylił. Wiele razy widział ją smutną, nie raz myślał, że czasem jest bliska łez, ale takiej... takiej nie widział jej nigdy. Była blada, roztrzęsiona z zapadłymi policzkami, zaczerwienionymi od łez oczami. Skulona drgnęła i chwyciła kolejny żołądź.- Idź sobie.-powtórzyła ostro. On jednak wcale tym się nie przejął i usiadł obok niej na konarze. Czarnowłosa od razu się odwróciła i upuściła żołądź.-Chcę zostać sama... Proszę.-wyszeptała cichutko i ukryła twarz w dłoniach.
Nie miał pojęcia co robić. Na sam widok jej łez nastała kompletna pustka w jego głowie. Z jednej strony chciał spełnić jej prośbę i jakoś zatrzeć to zdarzenie w pamięci, z drugiej nie mógł jej zostawić. Raven była jedyna osobą, którą jeszcze do siebie nie zraził, i z którą potrafił się dogadać. Była dla niego ważna, w sumie miał tylko ją i nie zamierzał patrzeć jak cierpi samotnie. Został więc.
-Raven, co się stało?-spytał. Jeśli to ten blondyn zemścił się na niej za solidny cios w nos, to musiał się liczyć, że niedługo nastąpi powtórka z rozrywki i na pewno nie oberwie tylko raz.
-N-nic.-próbuje prychnąć. Podnosi się i próbuje odejść, aby znaleźć inne miejsce gdzie mogłaby się zaszyć. On łapie ją za ramię i nie pozwala odejść.
-Kas, puść mnie.-prosi. Nie poznawał jej. Zwykle była twarda, teraz się rozsypała. To była nowa, krucha, delikatna Raven. Raven, którą za wszelką cenę chciał chronić.
-Raven, powiedz co się stało.
-Ile razy mam powtarzać, że nic?!-próbowała krzyknąć, ale wybuchła płaczem, opadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie, nie mógł jej tak zostawić, nie chciał aby płakała. To był impuls, przytulił ją a ona wtuliła się w niego zalewając się łzami. Nie przeszkadzało mu to.
-Kas-wyszeptała cichuteńko.-Obiecaj mi... obiecaj mi, że zawsze będziemy przyjaciółmi.-chlipie.
-Obiecuję.-odparł bez namysłu. Ona odsunęła się od niego i spojrzała przepełnionymi łzami niesamowitymi, fiołkowymi oczami. Była pełna powagi.
-Obiecaj, że nie ważne co się stanie będziemy się przyjaźnić i nie będzie takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić. Obiecaj.-Dolna warga jej drżała, wyglądała jakby znowu miała wybuchnąć płaczem.
-Obiecuję.- Skrzyżowali małe palce i jeszcze raz powtórzyli słowa przysięgi. Z oczu Raven znów popłynęły łzy, gdy chciała wytrzeć je rękawem bluzy, znowu ją przytulił. Chciał aby nigdy więcej tak nie płakała, chciał aby nigdy więcej nie była tak smutna.
-Nie chcę cie stracić,,, nie chcę już nikogo więcej stracić.- wyszeptała cichutko, tak cicho, że myślał, aby się nie przesłyszał. On też nie chciał jej stracić. Była jedyną osobą, której na nim naprawdę zależało, a jemu zależało na niej, tylko ona go rozumiała i tylko ona jeszcze nie miała go serdecznie dość. Miał tylko ją... aż ją. I nie mógł jej stracić... przecież sobie przysięgli...
-Raven! Raven!!!-usłyszeli jak krzyczy ciotka dziewczyny. Natychmiast się od siebie odsunęli. Kobieta podbiegła do nich z westchnieniem pełnym ulgi i ze łzami w oczach przytuliła siostrzenicę.
- Przypuszczałam, że cię tutaj znajdę...Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie bałam. Nigdy więcej nie uciekaj, dobrze?
-Dobrze.-odpowiedziała zapłakana dziewczynka, kurczowo ściskając w lewej dłoni list. Ostatni list od swojej mamy...
Boski rozdział specjalny!
OdpowiedzUsuńWiesz jaki on był smutny ;-; najbardziej mnie bolało jak czytałam fragment, gdzie pisałaś, że Raven jest najważniejsza dla Kasa i że on nie chce jej nigdy stracić, a przecież wiadomo co się później stanie T^T
Szkoda mi takiej małej dziewczynki, w tym wieku stracić matkę ;-;
Przesyłam dużo weny, czekam na rozdział i pozdrawiam ^-^
PS A co do wyświetleń, to życzę ci ich (jak na razie) 5 tys. :D
Nieeee :'( :'(
OdpowiedzUsuńKurde
Czemu Raven musiała umrzec!!!
Boziu placze :'(
Weź może nie teraz ale jakoś pod koniec jej czasu ( tego zakladu ) niech stanie sie cud i niech Raven ozyje o wroci do swojego ciala i wspomnien i niech będzie z Kasem :'(
Na poczatku strasznie chcialam. zeby ona była z Lysem ale teraz zdecydowanie cieszę sie ze wygral Kas
To rozdziały specjalne wychodza ci genialnie!
I ten moment gdy obiecują sobie ze będą zawsze przyjaciółmi <3
Rany *.*
Aż brak słów
Rób częściej takie wspoinki :)
I zycze ci kolejnych tysiecy wyświetlen
Pozdrawiam i życzę weny
Bardzo wzruszający rozdział... :(
OdpowiedzUsuń