wtorek, 29 września 2015

Rozdział 5

Chłopak w końcu odrywa ode mnie wzrok i zbiera się do odejścia.
Podchodzę bliżej z bijącym sercem i duszą na ramieniu, bo chyba znalazłam to czego szukałam. Moje dłonie zaczynają się trząść. Weź się w garść Raven, dasz radę! Słyszysz?! Nie jesteś tchórzem, dasz radę. Powtarzam sobie w myślach.
Biorę głęboki wdech i robię te kilka kroków. Mój wzrok pada na zwykły granitowy nagrobek. Litery na nim wyryte tworzą moje imię i nazwisko, a pod spodem widnieją daty… moich narodzin i mojej… śmierci. Upadam na kolana i zwieszam głowę. Z moich oczu automatycznie zaczynają płynąć łzy. Nie wiem czego się spodziewałam, że tego nie ujrzę? Że, nie ma tu żadnego takiego grobu, a może wciąż myślałam, że żyję? Sama już nie wiem dlaczego ta myśl zrodziła mi się w głowie. Mogłam tu nie przychodzić, tak chyba byłoby lepiej.
Groby nie są dla zmarłych. Ich to już nie obchodzi, nawet tego nie widzą. Wszystkie te monumenty, ozdoby, piękne frazesy na nagrobkach i same groby. To wszystko jest dla żywych. Ostatnia pamiątka. Tylko to pozostaje po ludziach. Kamienna tabliczka z imieniem i nazwiskiem… Zalewam się łzami, bo oprócz wszystkich emocji jakich mną targają coś sobie uświadamiam. Nie ważne czy wróciłam czy nie, nie ważne czy wygram zakład, czy nie, czy będę walczyć o moje życie. To nie ma znaczenia, to już nie ma znaczenia. Bo dla tych osób, dla których to wszystko zrobiłam, dla których walczę, już nigdy nie będę żywa. Będę martwa, nie ważne co zrobię, zawsze pozostanę dla nich martwa. Nie ważne jak bardzo będę się starać, nie ważne jak będę walczyć, czy sobie wszystko przypomnę czy nie, nie ważne nawet czy udowodnię, że nie popełniłam samobójstwa. Nigdy nie zobaczą we mnie Raven, nigdy nie zobaczą we mnie „mnie”, dla nich zawsze pozostanę samobójczynią, zawsze będę martwa, nic się nie zmieni, a ten grób będzie im tylko o tym przypominać.
Chowam twarz w dłoniach i szlocham, jak małe dziecko. Cały mój wysiłek był bezcelowy, to wszystko na nic… wszystko na nic… 
Nagle czuję czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwracam głowę i pełnymi łez oczami widzę tego chłopaka o różnobarwnych oczach. Kosmyki białych włosów ciemniejących na końcach wystają spod cylindra. Posyła mi pokrzepiający uśmiech i kuca obok mnie.
Ocieram oczy próbując pozbyć się łez, które pomimo moich oporów wciąż napływają by spłynąć po moich policzkach.
-Znałaś ją?- pyta przenosząc spojrzenie na grób. Nie wiem co mam odpowiedzieć, próbuję się choć odrobinę pozbierać, bo muszę przyznać, że jestem w całkowitej rozsypce.
-Tak.-wyduszam w końcu. Przecież byłoby to dziwne, gdybym płakała na grobie kogoś zupełnie mi obcego.- Była moją kuzynką. W dzieciństwie byłyśmy bliskie…- łkam. Jest to oczywiste kłamstwo. Nigdy nie lubiłam kłamać, ale niestety jestem do tego zmuszona.
-Nie mogę uwierzyć, że… Że…- nie kończę. Nie mogę uwierzyć, że wszystko, cały mój wysiłek, to o co walczyłam… To na nic, wszystko na marne, wszystko… kompletnie. Mogłam tu nie przychodzić, mogłam tego nie oglądać.
-A ty? Dobrze ją znałeś?- pytam ściśniętym od łez głosem. Kiwa głową i wpatruje się smutno w napisy wyryte w granitowej płycie.
-Ja też czasem nie potrafię w to uwierzyć, czasem po prostu nie chcę wierzyć.-kręci głową ze zrezygnowaniem.-Dlatego właśnie tu przychodzę, pomyśleć, powspominać, zostawić kwiaty. Może to dziwne, ale czuję się jakby to dodawało mi otuchy, pomagało się pogodzić…
-Dlaczego ludzie to robią?- wypalam.-Dlaczego?- Łkam. Dlaczego nie żyję? Czy ktoś mi to wyjaśni? Dlaczego, dlaczego ja? Wiem, ze się nad sobą użalam, ale nie potrafię inaczej. Tak, jestem słaba, ale gdy myślę o tym wszystkim co straciłam, o tym ilu cierpienia przyniosłam…
-Nie mam pojęcia dlaczego, nie mam pojęcie.-kręci ze zrezygnowaniem głową.
Ocieram łzy rękawem kurtki.
-Jestem Lynn.- szepczę. Patrzy  na mnie smutno, ujmuje moją dłoń i delikatnie ją całuje, byłabym zdziwiona tym starym gestem, ale do niego w pełni pasował. Ten chłopak wydaje się nie z tej epoki.
-Jestem Lysander, miło mi poznać. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach.
Lysander, powtarzam w myślach. Lys… Coś mi to mówi, ale…
„-Nie wiesz może dlaczego dzisiaj nie ma Lysa?- moich uszu dociera szept dziewczyny, która siedzi za mną.
-No przecież dziś jest piąty. –słyszę odpowiedź Rozalii, która mówi to takim tonem jakby to było czymś oczywistym.” To o nim wtedy mówiły i wszystko jasne.

Nie wiem ile tak czasu spędziliśmy na cmentarzu. Milczeliśmy razem zatopieni nawzajem w swoich myślach, gdy zaczynało ciemnieć zaczęłam się zbierać. Teraz idę przez park koło mojego domu z posępną miną, a za mną wlecze się Kentin, nie mam siły nawet w myślach poprzezywać go od skrzydlaków.
Idę jak zombie, jedyne o czym marzę to wleźć pod ciepłą kołdrę i zapaść się w stan błogiego odrętwienia zwanego snem. Niech ten dzień się już skończy.
Nagle słyszę głośne szczekanie jakiegoś dużego psa. Odwracam głowę w tamtą stronę i widzę… wielkie czarne bydle kierujące się wprost na mnie! Pies jest coraz bliżej, nie wiele myśląc zaczynam uciekać, nie no lepiej być nie może!  To najwspanialszy dzień w moim życiu!
Psisko rzuca się na mnie, a ja upadam w śnieg. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu nie atakuje mnie tylko piszczy i skomli jak mały szczeniak. Łasi się do mnie i tuli, liże po twarzy, merdając ogonem. Widzę wyrzut w tych wielkich, brązowych ślepiach. Nie wiem co się dzieje, zaskoczona głaszczę psa po głowie, ten nastawia uszy w oczekiwaniu na pieszczoty.
Kentin, który zjawił się przy mnie nie wiadomo skąd patrzy raz na mnie raz na psa wielkimi ze zdumienia oczami.
-Poznał cię…-szepcze. Poznał mnie?-myślę. Nagle w głowie zaczyna mi wirować, a oraz się rozmazuje, by zamazać się całkowicie…
Nasze buty dziwnie stukają o betonową posadzkę. Rozglądamy się po różnych boksach i klatkach. Widzę mnóstwo psów niektóre szczekają na nas jak przechodzimy inne wskakują na kraty merdając wesoło ogonami i ujadając. Odwracam się na pięcie i spoglądam na Kasa, który wodzi wzrokiem po psach. Zawsze chciał jakiegoś mieć. Teraz gdy w końcu się na to zdecydował i ma zamiar adoptować jakiegoś ze schroniska. Z racji tego, że jego rodziców nie będzie do nowego roku, nie mogą mu nic zabronić, a gdy wrócą będzie już po sprawie. Będą musieli zaakceptować zwierzaka.
-I co? Wybrałeś już coś?-pytam opierając się na jego ramieniu. Śmieje się i lekko mnie odpycha.
-Zabieraj te kłaki, łaskoczą mnie. –Celowo potrząsam głową i moje długie włosy łaskoczą go w policzek. Zbliża się do mnie z tym swoim buńczucznym uśmiechem. Wiem co zaraz zrobi dlatego puszczam się pędem, on biegnie za mną. Zaczynam się śmiać, a Kas szybko mnie dogania i natychmiast zaczyna mierzwić moje włosy tak, jak to robił gdy byliśmy mali. Odskakuję od niego z uśmiechem. Moją uwagę przykuwa mały czarny szczeniak w kącie klatki szczerzący do nas swoje małe ząbki. Tak ten będzie w sam raz, myślę i wyjmuję malucha z klatki. Szczeniak próbuje mi się wyrwać i szczeka na mnie, pewnie chciał wyglądać groźnie, jednak z szczenięcym piskiem raczej mu to nie wyszło.
Kastiel przypatruje mu się, a ja podaję mu psiaka. Charakterek pasuje, myślę i uśmiecham się półgębkiem, widząc jak Kas głaszcze malucha. Wiedziałam, że akurat ten pies przypadnie mu do gustu. Nagle szczeniak przysuwa pyszczek i gryzie go w rękę, Kas odrywa dłoń sycząc, a pies wyrywa się i ucieka. Zaskoczona rzucam się by go złapać, ląduje s hukiem na posadzce i chwytam go za skórę na karku w ostatni momencie, jeszcze trochę i by mi się nie udało.
-Mały demon z ciebie.-Śmieję się pod nosem. Kas podaje mi rękę i pomaga mi wstać.
-Wszystko okey, Raven?-pyta się. A ja kiwam tylko głową i wznoszę oczy ku niebu. Często jest w stosunku do mnie nadopiekuńczy, ostatnio nawet z Amber nie możemy porządnie skoczyć sobie do gardeł bez jego interwencji, to robi się już wkurzające, ale w sumie, to dowala tej dziuni jeszcze bardziej więc nie ma tego złego.
Kas przejmuje ode mnie szczeniaka i uśmiecha się kpiąco jak to ma w zwyczaju.
-Demon, co? Pasuje mu.
Rzeczywistość zaczyna do mnie powoli wracać, stopniowo, falami. Co to było? Masuję się po głowie, w której ciągle dziwnie mi wiruje. Pies z zaniepokojonym piskiem liże mnie w skroń.
-Demon! Demon, do nogi!- słyszę głos czerwonowłosego, który biegnie w moją stronę.
To co przed chwilą widziałam… Czyżby to… wspomnienie?

Przepraszam za błędy, które najprawdopodobniej się pojawiły, rozdział był pisany na szybko.
Rozdział trochę smutny i odrobinę przygnębiający, ale takie też niestety muszą się pojawić.
Ankieta została zamknięta i Kas wyprzedził Lysandra 1 głosem! Dziękuję wszystkim za udział w ankiecie. To była prawdziwa walka, ale ostatecznie to Kazik zwyciężył. Jeszcze raz wszystkim dziękuje, do zobaczenia w następnym rozdziale. :)

3 komentarze:

  1. Jejku :) rozdział genialny no i taki wzruszający.... Nie wiem co mam napisac... Naprawdę nie wiem...
    Kurde ta ankieta mnie dobila... Jeden glos... No serio.... A ja tak liczylam ze Lys wygra.... :((( jeden glos... Masakra.
    Ale rozdział naprawde super, to wspomnienie *.* ciekawa jestem co dalej.
    Pozdrawiam i zycze weny ( i mam nadzieje ze kolejny pojawi sie szybko )

    Ps. Zapraszam też do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział *o*
    Kastiel~ jak ja kocham tego chłopa XD Te wspomnienie takie super *-* Demon taki słodki ^^
    Wiesz jak ja teraz kocham twojego bloga? :3
    Jeden błąd mi się rzucił w oczy, a o to on:
    ,,Zaskoczona rzucam się by go złapać, ląduje s hukiem na posadzce" zamiast ,,s" powinno być ,,z" ;)
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^^
    PS Bym cię zaprosiła na mojego bloga, ale nie wiem, czy wypada tak zostawić link pod rozdziałem :3


    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę smutno, miałam ogromną nadzieję, że nie będzie to kolejne opowiadanie z Kastielem, no ale cóż... ;( Poza tym, fabularnie nadal bardzo mi się podoba!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L