Patrzę na niego oniemiała,
rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Mrugam, a jego słowa dopiero teraz do mnie
docierają. Samobójstwo? Dlaczego wszyscy mnie o to posądzają, co?! To nawet na
dach wyjść nie można i popatrzeć w dal, bo już uznają cię za potencjalnego
samobójcę? Mam to napisane na czole, czy co? Tak? Jakoś nie zauważyłam.
Mimowolnie na mojej twarzy pojawia się grymas, podnoszę się i patrzę na
czerwonowłosego spojrzeniem mogącym
zabić wołu. Kogo jak kogo, ale ostatnio łatwo mnie wyprowadzić z równowagi.
Otrzepuję się ze śniegu i
pyłu i staram się za bardzo nie drżeć z zimna.
-A co na dachu stać nie
można? Jeśli tak większość ludzi pracujących na wysokościach, to potencjalni
samobójcy!-warczę lekko zgrzytając zębami. Ostatnio z wiadomych powodów jestem
uczulona na ten temat.
On tylko patrzy na mnie z
ukosa i krzyżuje ręce na piersi.
-To, że drżałaś jak osika
i beczałaś na skraju mówi samo za siebie.- Już mam ochotę się wydrzeć na niego,
że WCALE nie beczałam, ale nagle jego spojrzenie robi się bardziej chłodne niż
lodowiec.- Rób co chcesz, następnym razem cię nie uratuję. Mamy już jedną
samobójczynię, drugiej nie potrzebujemy.-prycha z ogromną pogardą, obrazą i
małą dozą nienawiści.
Coś we mnie pęka, nie, to
nie jest dobre określenie. Coś we mnie wybucha! Od razu przestaje mi być zimno,
rozgrzewa mnie mój własny, wewnętrzy płomień. Nikt nie ma prawa nazywać mnie
samobójczynią, nikt!!! Szczególnie ten czerwonowłosy baran. Zgrzytam zębami i
mam niezmierną ochotę sprawić by udusił się własnymi słowami.
Nagle na twarzy
szarookiego rozbryzguje się śnieżka, a on mruga zaskoczony oczami.
Zaciskam dłoń, w której
dosłownie przed sekundą była jeszcze śnieżka i rzucam się do małej zaspy, aby
jak najszybciej zrobić następną.
-Ty mała…-chyba dopiero
teraz do niego dotarło co się wydarzyło. Czerwienieje ze złości, a jego twarz
ma taki kolor co jego włosy. Nie mogę się nie roześmiać. Na mojej twarzy
wykwita bezczelny uśmieszek.
-I co buraku? Pokaż na co
cię sta…- nie kończę bo śnieżka trafia mnie w twarz, tym razem to on wybucha
śmiechem. Moje spojrzenie twardnieje… teraz to dopiero rozpoczyna się wojna.
Nie wiem ile trwa ta nasza
bitwa na śnieżki. Oboje jesteśmy zaciekli i staramy się wygrać, raz po raz
wybuchamy śmiechem, a potem przechodzimy do kontrataku. Oparty o wejście na
dach skrzydlak przygląda się nam i wygląda jakby oglądał jakiś film, brakuje mu
tylko kubła popcornu.
Walka kończy się gdy
uciekając przed wielką śnieżką otwieram drzwi od budynku i wbiegam na korytarz.
Śnieżka roztrzaskuje się o framugę, jednak po chwili drzwi się otwierają i
kolejna trafia mnie w tył głowy gdy zbiegam na dół po schodach. Słyszę
tryumfalny śmiech czerwonowłosego, w końcu przecież uciekłam z pola walki,
jednak niech już teraz szykuje się na rewanż.
Dopiero teraz dociera do
mnie jak bardzo mi zimno. Opatulam się rękami i drżąca kieruję się do szafki,
gdzie czeka na mnie ciepła kurtka, która w tej sytuacji była dla mnie niczym
wybawienie. Jeśli ni dostanę kataru to będzie cud. W końcu udaje mi się
otworzyć szafkę wciąż trzęsącą się z zimna dłonią. Wybucham śmiechem gdy widzę
swoje odbicie w małym lustereczku na drzwiczkach szafki. Wyglądam niczym śniegowy
potwór. Śnieg wplątał mi się we włosy, cała jestem biała. Próbuję się jakoś z
niego otrzepać, ubieram kurtkę i z głupawym uśmiechem, który nie chce zejść
opuszczam ohydnie różowe mury Słodkiego Amorisa.
Całe moje popołudnie
spędzam na przeszukiwaniu internetu w poszukiwaniu jakichś zdjęć lub informacji
o mnie przy okazji słuchając różnych rodzajów muzyki i notując utwory, które mi
się podobają. Muszę na nowo odkryć siebie.
Wcześniej zrobiłam duże
zakupy, z racji tego, że jedzenie w tym mieszkaniu, a w szczególności ciastka
czekoladowe są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, były naprawdę spore. Jeszcze
nigdy, a tak mi się przynajmniej wydawało, nie musiałam toczyć wojny o
opakowanie ciastek czekoladowych, aż do teraz. Skończyło się na tym, że
opakowanie się rozerwało, ciastka poleciały w każdym możliwym kierunku, a ja i
skrzydlak byliśmy cali w okruchach. Pewnie przypominaliśmy wtedy bachory
przeciągające między sobą zabawkę.
Mój biega po różnych
stronach internetowych. Nagle natrafiam na coś co nazywa się „Fotoblog Rozy”.
Klikam link, a moim oczom ukazują się tysiące zdjęć, w szczególności jakichś
zakochanych par, od tego widoku aż zbiera mi się na wymioty. Przebiegam
wzrokiem po etykietkach na blogu i widzę coś zatytułowanego „Nie zapomnimy”.
Klikam na to z czystej ciekawości. Ukazują mi się czarnobiałe zdjęcia, a na
każdym… jestem ja. Na jednym jestem w parku i rzucam jakąś piłeczkę wielkiemu
czarnemu psu, na drugim ten sam pies jest na de mną i liże mnie po twarzy, a ja
próbuję się go jakoś pozbyć. Po lekko rozmytych konturach zdjęcia można się
domyślić, że ten kto je robił był rozbawiony całą tą sytuacją. Byłam na
wszystkich zdjęciach, czasem sama, czasem w towarzystwie. Na każdym z wielkim
uśmiechem, zadowolona z życia. Cała strona poświęcona mojej osobie.
Po moim policzku powoli
toczy się samotna łza.
Pierwsza lekcja? Matma.
Nie ma to jak zacząć od niej dzień, UWIELBIAM to po prostu, potem jestem tak
naładowana pozytywną energią, że to się w głowie nie mieści, po prostu kocham
matmę (sarkazm). Przewracam oczami i ruszam przed siebie szkolnym korytarzem. W
oddali słyszę głosy, próbuję wychwycić poszczególne słowa.
-A po co niby miałabym to
robić, co?!- mówi jakaś nieznana mi dziewczyna.
-Nie wiem, może po to aby
mieć dobry artykuł?- słyszę gniew tym głosie, który wydaje mi się znajomy.
Gdzieś słyszałam już tą zimną, nienawistną nutę. To musi być ten czerwonowłosy
z wczoraj.
-To już się nudne robi.
Napisałabym o tym, kolejny raz z rzędu nawiasem
mówiąc, tylko po to by zanudzić czytelników. W dodatku dobry reporter
nie ucieka się do takich sztuczek, ani tym bardziej sam nie wywołuje sensacji.
My mamy za zadanie to opisać i rozpowszechnić.
Nie patrz na mnie tym
morderczym wzrokiem, lubiłam ją, nie mam powodu by robić coś takiego.- słyszę
łomot. Prawdopodobnie to czerwonowłosy uderzył pięścią w szafkę.
-Lubiłaś ją?! Łaziłaś za
nią tylko po to by mieć o czym pisać! Miałaś ją gdzieś, liczyło się dla ciebie
tylko to, że gdzie się nie pojawiła tam była afera.- Głos chłopaka jest tak
zimny i tak wściekły, że aż dreszcz mnie przechodzi. Słyszę odgłos jego
ciężkich butów i westchnienie dziewczyny.
Przechodzę tym korytarzem
z czystej ciekawości. Pierwsze co mi się rzuca to multum plakatów
porozwieszanych na ścianach. Na każdym jest fotografia kruka z rozpostartymi
skrzydłami i otwartym dziobem, a pod nim „Uwaga! Kruki masowo umierają”. W
sumie nie wiem po co się tak wściekać. Nie jestem jednak głupia i wiem, że nie
w tym, którzy rozwieszali te plakaty wcale nie chodzi o populację kruków, w tym
musi być jakieś drugie dno.
-O co w tym chodzi?-pytam
sama siebie.
-A o co może chodzić? O
Raven Hill oczywiście.- Gwałtownie odwracam się na pięcie, nie spodziewałam się
nikogo kto mógłby odpowiedzieć na moje pytanie, oprócz Kena, który jeszcze
przed chwilą patrzył na plakaty nierozumiejącym wzrokiem. Przed nami stoi
wyższa ode mnie dziewczyna z krótkimi ciemnymi włosami i ciemnogranatowymi
oczami. W dłoni trzyma aparat fotograficzny i cyka zdjęcia plakatom.- Do
gazetki szkolnej- wyjaśnia wskazując aparat. Jestem Peggy, szkolna reporterka.-przedstawia
się i podaje mi rękę. Przyjmuję ją z lekkim wahaniem. Kątem oka przyglądając
się plakatom. Chodzi o mnie? No tak, „kruki* umierają”, fajny dowcip,
pogratulować poczucia humoru. Nie ma jak żarty z czyjejś śmierci, a tym
bardziej mojej. Kentin się krzywi, ja staram się zachować taki wyraz twarzy,
jakbym wciąż nie rozumiała.
-Raven Hill jeszcze trzy
miesiące temu chodziła do tej szkoły.-Peggy wzięła się za wyjaśnienia.-
Popełniła samobójstwo, nikt nie ma bladego pojęcia dlaczego. Wydawała się
zadowolona z życia, nikt nie posądziłby jej o coś takiego, ale w sumie o czymś
takim się nie mówi… Tak czy inaczej… Mniej więcej co miesiąc pojawiają się
podobne plakaty, to już zaczyna robić się nudne, pomijam oczywiście fakt, że
niesmaczne. Pierwszy taki plakat pojawił się grudniu, później zostały zrzucone
podczas balu sylwestrowego… -Dziewczyna wzdycha.-Oczywiście każdy wie, kto za
tym stoi. Amber i te jej koleżaneczki, ale że jej rodzice dofinansowują szkołę,
uchodzi im to na sucho. Chociaż szczerze mówiąc to Amber nie ponawia raz
użytego numeru więc pytaniem pozostaje kto tym razem za tym stoi.- Patrzę raz
na dziewczynę, raz na plakaty. Mam ochotę coś rozwalić, rzucić się na nie i
porwać na strzępy, ledwo się powstrzymuję, bo to byłoby podejrzane. Staram się
poskromić rosnącą we mnie chęć destrukcji, która mnie ogarnia.
-Uspokój się w domu coś
rozwalisz.-mówi Ken, a ja przez sekundę patrzę na niego zaskoczona, gdyż nie
spodziewałam się z jego strony współczucia, szybko jednak się opanowuję i
przenoszę wzrok na ciemnowłosą. Podbiega do nas jakaś dziewczyna, która pewnie
urwała się z reklamy szamponu lub farby do włosów. Jest wysoka, ładna o śnieżnobiałych,
długich, idealnie prostych włosach. Ma idealne rysy twarzy, piękne złote oczy,
jest ubrana w długą białą sukienkę, która kojarzy mi się z japońskim mundurkiem
i czarny płaszczyk, który rozwidla się z tyłu jak surdut. Te ubrania idealnie
na niej leżą, cała jest idealna, zbyt idealna, a ja nie trawię takich ludzi.
Sorry, taka już po prostu jestem.
-Ktoś coś mówił o Raven
Hill?-Białowłosa rzuca pytające spojrzenie Peggy, potem przejeżdża nim po mnie,
a jej wzrok w końcu pada na plakaty. –Aaaa… To dlatego Kastiel jest bardziej
jadowity niż zwykle. Dosłownie bez kija nie podchodź, chociaż nie wiem czy w tym
przypadku wystarczyłby zwykły kij.-wzdycha. Nagle odwraca się do mnie i
promiennie się uśmiecha błyskając białymi zębami. A my się chyba nie znamy.
Jestem Rozalia, ale wszyscy mówią mi Roza.
Nie odwzajemniam uśmiechu.
Już mam powiedzieć, że jestem Raven, ale w ostatnim momencie dosłownie gryzę
się w mój durny zdradliwy jęzor.
-Lynn. Lynn Darcy-
wyduszam z siebie. Mój głos w porównaniu z jej głosem jest jakiś taki
chropowaty, mało dźwięczny i taki… przeciętny. Właśnie dlatego nie trawię ludzi
idealnych, zawsze czuję się przy nich gorsza.
Skrzydlak wygląda na
rozbawionego, prawdopodobnie odczytał emocje malujące się na mojej twarzy. Tak!
Wielka i cudowna Raven Hill traci pewność siebie, zapisz to w kalendarzu, ośle!
Mam ochotę to wykrzyczeć i wymierzyć mu łokciem kuksańca w bok jednak ledwo się
powstrzymuję.
-A co ten… Kastiel? Chyba
dobrze zapamiętałam imię.- Zgaduję, że to ten czerwonowłosy z wczoraj- Miał do
tej Raven?- Jak dziwnie mówić o sobie w trzeciej osobie, ba! jak dziwnie jest
mówić o sobie jak o osobie zmarłej.
Peggy już chce coś
powiedzieć jednak w słowo wchodzi jej uradowana Rozalia, jakby czekała aż zadam
tego typu pytanie.
-A nic.-Udaje, że wzrusza
ramionami i mało ją to obchodzi, jednak wszystko psuje jej szeroki uśmiech.-
Oprócz tego, że byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa i Raven była
obiektem jego nieodwzajemnionych uczuć.- Gdybym coś piła w tym momencie pewnie
bym ją opluła. Czego ja się dowiaduję!!! Odsuwam się od niej i patrzę na nią
jak na kosmitkę.
Peggy wzdycha i kręci z
politowaniem głową.
-Nie słuchaj jej.-wskazuje
palcem białowłosą.- To wielka romantyczka, własne amory rzucają się jej na
mózg. Wszędzie widzi zakochane pary. Chociaż do tej pierwszej części jej
wypowiedzi muszę się zgodzić. –Roza odwraca się plecami do szkolnej reporterki
udając obrażoną. Nie mam zamiaru dłużej brać udziału w tym teatrze wariatów
więc od razu gdy dzwoni wybłagany przeze mnie dzwonek krzyczę, że muszę się
śpieszyć i pędzę na matmę, która tym razem jest dla mnie wybawieniem. Mam
ważniejsze rzeczy na głowie niż takie bzdury, a mianowicie zakład do
wygrania!!!
Rozdział pisany na szybko więc mogą być błędy, udało mi się go napisać szybciej JEJ!!! Do następnego :)
* kruki- odnośnie do imienia głównej bohaterki (Raven po angielsku znaczy kruk)
* kruki- odnośnie do imienia głównej bohaterki (Raven po angielsku znaczy kruk)
Jest kolejny<3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie ma w sobie cos takiego ze czytajac scenki gdzie główna bohaterka sie zlosci, sama wpadam w szał - tak jakby to mnie dotyczylo ( w wszystkich czytanych przeze mnie blogachmialam tak dwa razy )
Tyle roznych emocji w jednym rozdziale*.*
No i fajnie ze ona zaczyna dowiadywać się czegos o sobie w poprzednim wcieleniu.
Rozdzial naprawde super :)
Pozdrawiam życzę weny i czekam na kolejny ( byle szybko )
Ps. Sorki za bledy ale na oczy juz nie widze :)
Genialny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńBitwa na śnieżki zabawna ^^
Szkoda, że w ankiecie Kas przegrywa z Lysandrem, a by była z nich taka dobra para :3 Kurcze już sobie wyobrażam wyraz twarzy Raven, gdyby się dowiedziała, że czerwonowłosy ją kochał ( Pomarzyć zawsze można XD)
Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
Do końca ankiety jeszcze 4 dni wszystko może się zdarzyć :)
UsuńTeż bym chciała zobaczyć tą minę xD
UsuńRozdział super, czekam na kolejne.
Komentarz z poślizgiem, ale zawsze :D Rozdział świetny. Strasznie miło czyta się twoje opowiadanie :D
OdpowiedzUsuń