środa, 23 września 2015

Rozdział 3

Patrzę na niego oniemiała, rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Mrugam, a jego słowa dopiero teraz do mnie docierają. Samobójstwo? Dlaczego wszyscy mnie o to posądzają, co?! To nawet na dach wyjść nie można i popatrzeć w dal, bo już uznają cię za potencjalnego samobójcę? Mam to napisane na czole, czy co? Tak? Jakoś nie zauważyłam. Mimowolnie na mojej twarzy pojawia się grymas, podnoszę się i patrzę na czerwonowłosego  spojrzeniem mogącym zabić wołu. Kogo jak kogo, ale ostatnio łatwo mnie wyprowadzić z równowagi.
Otrzepuję się ze śniegu i pyłu i staram się za bardzo nie drżeć z zimna.
-A co na dachu stać nie można? Jeśli tak większość ludzi pracujących na wysokościach, to potencjalni samobójcy!-warczę lekko zgrzytając zębami. Ostatnio z wiadomych powodów jestem uczulona na ten temat.
On tylko patrzy na mnie z ukosa i krzyżuje ręce na piersi.
-To, że drżałaś jak osika i beczałaś na skraju mówi samo za siebie.- Już mam ochotę się wydrzeć na niego, że WCALE nie beczałam, ale nagle jego spojrzenie robi się bardziej chłodne niż lodowiec.- Rób co chcesz, następnym razem cię nie uratuję. Mamy już jedną samobójczynię, drugiej nie potrzebujemy.-prycha z ogromną pogardą, obrazą i małą dozą nienawiści.
Coś we mnie pęka, nie, to nie jest dobre określenie. Coś we mnie wybucha! Od razu przestaje mi być zimno, rozgrzewa mnie mój własny, wewnętrzy płomień. Nikt nie ma prawa nazywać mnie samobójczynią, nikt!!! Szczególnie ten czerwonowłosy baran. Zgrzytam zębami i mam niezmierną ochotę sprawić by udusił się własnymi słowami.
Nagle na twarzy szarookiego rozbryzguje się śnieżka, a on mruga zaskoczony oczami.
Zaciskam dłoń, w której dosłownie przed sekundą była jeszcze śnieżka i rzucam się do małej zaspy, aby jak najszybciej zrobić następną.
-Ty mała…-chyba dopiero teraz do niego dotarło co się wydarzyło. Czerwienieje ze złości, a jego twarz ma taki kolor co jego włosy. Nie mogę się nie roześmiać. Na mojej twarzy wykwita bezczelny uśmieszek.
-I co buraku? Pokaż na co cię sta…- nie kończę bo śnieżka trafia mnie w twarz, tym razem to on wybucha śmiechem. Moje spojrzenie twardnieje… teraz to dopiero rozpoczyna się wojna.
Nie wiem ile trwa ta nasza bitwa na śnieżki. Oboje jesteśmy zaciekli i staramy się wygrać, raz po raz wybuchamy śmiechem, a potem przechodzimy do kontrataku. Oparty o wejście na dach skrzydlak przygląda się nam i wygląda jakby oglądał jakiś film, brakuje mu tylko kubła popcornu.
Walka kończy się gdy uciekając przed wielką śnieżką otwieram drzwi od budynku i wbiegam na korytarz. Śnieżka roztrzaskuje się o framugę, jednak po chwili drzwi się otwierają i kolejna trafia mnie w tył głowy gdy zbiegam na dół po schodach. Słyszę tryumfalny śmiech czerwonowłosego, w końcu przecież uciekłam z pola walki, jednak niech już teraz szykuje się na rewanż.
Dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo mi zimno. Opatulam się rękami i drżąca kieruję się do szafki, gdzie czeka na mnie ciepła kurtka, która w tej sytuacji była dla mnie niczym wybawienie. Jeśli ni dostanę kataru to będzie cud. W końcu udaje mi się otworzyć szafkę wciąż trzęsącą się z zimna dłonią. Wybucham śmiechem gdy widzę swoje odbicie w małym lustereczku na drzwiczkach szafki. Wyglądam niczym śniegowy potwór. Śnieg wplątał mi się we włosy, cała jestem biała. Próbuję się jakoś z niego otrzepać, ubieram kurtkę i z głupawym uśmiechem, który nie chce zejść opuszczam ohydnie różowe mury Słodkiego Amorisa.

Całe moje popołudnie spędzam na przeszukiwaniu internetu w poszukiwaniu jakichś zdjęć lub informacji o mnie przy okazji słuchając różnych rodzajów muzyki i notując utwory, które mi się podobają. Muszę na nowo odkryć siebie.
Wcześniej zrobiłam duże zakupy, z racji tego, że jedzenie w tym mieszkaniu, a w szczególności ciastka czekoladowe są gatunkiem zagrożonym wyginięciem, były naprawdę spore. Jeszcze nigdy, a tak mi się przynajmniej wydawało, nie musiałam toczyć wojny o opakowanie ciastek czekoladowych, aż do teraz. Skończyło się na tym, że opakowanie się rozerwało, ciastka poleciały w każdym możliwym kierunku, a ja i skrzydlak byliśmy cali w okruchach. Pewnie przypominaliśmy wtedy bachory przeciągające między sobą zabawkę.
Mój biega po różnych stronach internetowych. Nagle natrafiam na coś co nazywa się „Fotoblog Rozy”. Klikam link, a moim oczom ukazują się tysiące zdjęć, w szczególności jakichś zakochanych par, od tego widoku aż zbiera mi się na wymioty. Przebiegam wzrokiem po etykietkach na blogu i widzę coś zatytułowanego „Nie zapomnimy”. Klikam na to z czystej ciekawości. Ukazują mi się czarnobiałe zdjęcia, a na każdym… jestem ja. Na jednym jestem w parku i rzucam jakąś piłeczkę wielkiemu czarnemu psu, na drugim ten sam pies jest na de mną i liże mnie po twarzy, a ja próbuję się go jakoś pozbyć. Po lekko rozmytych konturach zdjęcia można się domyślić, że ten kto je robił był rozbawiony całą tą sytuacją. Byłam na wszystkich zdjęciach, czasem sama, czasem w towarzystwie. Na każdym z wielkim uśmiechem, zadowolona z życia. Cała strona poświęcona mojej osobie.
Po moim policzku powoli toczy się samotna łza.

Pierwsza lekcja? Matma. Nie ma to jak zacząć od niej dzień, UWIELBIAM to po prostu, potem jestem tak naładowana pozytywną energią, że to się w głowie nie mieści, po prostu kocham matmę (sarkazm). Przewracam oczami i ruszam przed siebie szkolnym korytarzem. W oddali słyszę głosy, próbuję wychwycić poszczególne słowa.
-A po co niby miałabym to robić, co?!- mówi jakaś nieznana mi dziewczyna.
-Nie wiem, może po to aby mieć dobry artykuł?- słyszę gniew tym głosie, który wydaje mi się znajomy. Gdzieś słyszałam już tą zimną, nienawistną nutę. To musi być ten czerwonowłosy z wczoraj.
-To już się nudne robi. Napisałabym o tym, kolejny raz z rzędu nawiasem  mówiąc, tylko po to by zanudzić czytelników. W dodatku dobry reporter nie ucieka się do takich sztuczek, ani tym bardziej sam nie wywołuje sensacji. My mamy za zadanie to opisać i rozpowszechnić.
Nie patrz na mnie tym morderczym wzrokiem, lubiłam ją, nie mam powodu by robić coś takiego.- słyszę łomot. Prawdopodobnie to czerwonowłosy uderzył pięścią w szafkę.
-Lubiłaś ją?! Łaziłaś za nią tylko po to by mieć o czym pisać! Miałaś ją gdzieś, liczyło się dla ciebie tylko to, że gdzie się nie pojawiła tam była afera.- Głos chłopaka jest tak zimny i tak wściekły, że aż dreszcz mnie przechodzi. Słyszę odgłos jego ciężkich butów i westchnienie dziewczyny.
Przechodzę tym korytarzem z czystej ciekawości. Pierwsze co mi się rzuca to multum plakatów porozwieszanych na ścianach. Na każdym jest fotografia kruka z rozpostartymi skrzydłami i otwartym dziobem, a pod nim „Uwaga! Kruki masowo umierają”. W sumie nie wiem po co się tak wściekać. Nie jestem jednak głupia i wiem, że nie w tym, którzy rozwieszali te plakaty wcale nie chodzi o populację kruków, w tym musi być jakieś drugie dno.
-O co w tym chodzi?-pytam sama siebie.
-A o co może chodzić? O Raven Hill oczywiście.- Gwałtownie odwracam się na pięcie, nie spodziewałam się nikogo kto mógłby odpowiedzieć na moje pytanie, oprócz Kena, który jeszcze przed chwilą patrzył na plakaty nierozumiejącym wzrokiem. Przed nami stoi wyższa ode mnie dziewczyna z krótkimi ciemnymi włosami i ciemnogranatowymi oczami. W dłoni trzyma aparat fotograficzny i cyka zdjęcia plakatom.- Do gazetki szkolnej- wyjaśnia wskazując aparat. Jestem Peggy, szkolna reporterka.-przedstawia się i podaje mi rękę. Przyjmuję ją z lekkim wahaniem. Kątem oka przyglądając się plakatom. Chodzi o mnie? No tak, „kruki* umierają”, fajny dowcip, pogratulować poczucia humoru. Nie ma jak żarty z czyjejś śmierci, a tym bardziej mojej. Kentin się krzywi, ja staram się zachować taki wyraz twarzy, jakbym wciąż nie rozumiała.
-Raven Hill jeszcze trzy miesiące temu chodziła do tej szkoły.-Peggy wzięła się za wyjaśnienia.- Popełniła samobójstwo, nikt nie ma bladego pojęcia dlaczego. Wydawała się zadowolona z życia, nikt nie posądziłby jej o coś takiego, ale w sumie o czymś takim się nie mówi… Tak czy inaczej… Mniej więcej co miesiąc pojawiają się podobne plakaty, to już zaczyna robić się nudne, pomijam oczywiście fakt, że niesmaczne. Pierwszy taki plakat pojawił się grudniu, później zostały zrzucone podczas balu sylwestrowego… -Dziewczyna wzdycha.-Oczywiście każdy wie, kto za tym stoi. Amber i te jej koleżaneczki, ale że jej rodzice dofinansowują szkołę, uchodzi im to na sucho. Chociaż szczerze mówiąc to Amber nie ponawia raz użytego numeru więc pytaniem pozostaje kto tym razem za tym stoi.- Patrzę raz na dziewczynę, raz na plakaty. Mam ochotę coś rozwalić, rzucić się na nie i porwać na strzępy, ledwo się powstrzymuję, bo to byłoby podejrzane. Staram się poskromić rosnącą we mnie chęć destrukcji, która mnie ogarnia.
-Uspokój się w domu coś rozwalisz.-mówi Ken, a ja przez sekundę patrzę na niego zaskoczona, gdyż nie spodziewałam się z jego strony współczucia, szybko jednak się opanowuję i przenoszę wzrok na ciemnowłosą. Podbiega do nas jakaś dziewczyna, która pewnie urwała się z reklamy szamponu lub farby do włosów. Jest wysoka, ładna o śnieżnobiałych, długich, idealnie prostych włosach. Ma idealne rysy twarzy, piękne złote oczy, jest ubrana w długą białą sukienkę, która kojarzy mi się z japońskim mundurkiem i czarny płaszczyk, który rozwidla się z tyłu jak surdut. Te ubrania idealnie na niej leżą, cała jest idealna, zbyt idealna, a ja nie trawię takich ludzi. Sorry, taka już po prostu jestem.
-Ktoś coś mówił o Raven Hill?-Białowłosa rzuca pytające spojrzenie Peggy, potem przejeżdża nim po mnie, a jej wzrok w końcu pada na plakaty. –Aaaa… To dlatego Kastiel jest bardziej jadowity niż zwykle. Dosłownie bez kija nie podchodź, chociaż nie wiem czy w tym przypadku wystarczyłby zwykły kij.-wzdycha. Nagle odwraca się do mnie i promiennie się uśmiecha błyskając białymi zębami. A my się chyba nie znamy. Jestem Rozalia, ale wszyscy mówią mi Roza.
Nie odwzajemniam uśmiechu. Już mam powiedzieć, że jestem Raven, ale w ostatnim momencie dosłownie gryzę się w mój durny zdradliwy jęzor.
-Lynn. Lynn Darcy- wyduszam z siebie. Mój głos w porównaniu z jej głosem jest jakiś taki chropowaty, mało dźwięczny i taki… przeciętny. Właśnie dlatego nie trawię ludzi idealnych, zawsze czuję się przy nich gorsza.
Skrzydlak wygląda na rozbawionego, prawdopodobnie odczytał emocje malujące się na mojej twarzy. Tak! Wielka i cudowna Raven Hill traci pewność siebie, zapisz to w kalendarzu, ośle! Mam ochotę to wykrzyczeć i wymierzyć mu łokciem kuksańca w bok jednak ledwo się powstrzymuję.
-A co ten… Kastiel? Chyba dobrze zapamiętałam imię.- Zgaduję, że to ten czerwonowłosy z wczoraj- Miał do tej Raven?- Jak dziwnie mówić o sobie w trzeciej osobie, ba! jak dziwnie jest mówić o sobie jak o osobie zmarłej. 
Peggy już chce coś powiedzieć jednak w słowo wchodzi jej uradowana Rozalia, jakby czekała aż zadam tego typu pytanie.
-A nic.-Udaje, że wzrusza ramionami i mało ją to obchodzi, jednak wszystko psuje jej szeroki uśmiech.- Oprócz tego, że byli najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa i Raven była obiektem jego nieodwzajemnionych uczuć.- Gdybym coś piła w tym momencie pewnie bym ją opluła. Czego ja się dowiaduję!!! Odsuwam się od niej i patrzę na nią jak na kosmitkę.
Peggy wzdycha i kręci z politowaniem głową.

-Nie słuchaj jej.-wskazuje palcem białowłosą.- To wielka romantyczka, własne amory rzucają się jej na mózg. Wszędzie widzi zakochane pary. Chociaż do tej pierwszej części jej wypowiedzi muszę się zgodzić. –Roza odwraca się plecami do szkolnej reporterki udając obrażoną. Nie mam zamiaru dłużej brać udziału w tym teatrze wariatów więc od razu gdy dzwoni wybłagany przeze mnie dzwonek krzyczę, że muszę się śpieszyć i pędzę na matmę, która tym razem jest dla mnie wybawieniem. Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż takie bzdury, a mianowicie zakład do wygrania!!!

Rozdział pisany na szybko więc mogą być błędy, udało mi się go napisać szybciej JEJ!!! Do  następnego :)
* kruki- odnośnie do imienia głównej bohaterki (Raven po angielsku znaczy kruk) 

5 komentarzy:

  1. Jest kolejny<3
    Twoje opowiadanie ma w sobie cos takiego ze czytajac scenki gdzie główna bohaterka sie zlosci, sama wpadam w szał - tak jakby to mnie dotyczylo ( w wszystkich czytanych przeze mnie blogachmialam tak dwa razy )
    Tyle roznych emocji w jednym rozdziale*.*
    No i fajnie ze ona zaczyna dowiadywać się czegos o sobie w poprzednim wcieleniu.
    Rozdzial naprawde super :)
    Pozdrawiam życzę weny i czekam na kolejny ( byle szybko )

    Ps. Sorki za bledy ale na oczy juz nie widze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział *-*
    Bitwa na śnieżki zabawna ^^
    Szkoda, że w ankiecie Kas przegrywa z Lysandrem, a by była z nich taka dobra para :3 Kurcze już sobie wyobrażam wyraz twarzy Raven, gdyby się dowiedziała, że czerwonowłosy ją kochał ( Pomarzyć zawsze można XD)
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca ankiety jeszcze 4 dni wszystko może się zdarzyć :)

      Usuń
    2. Też bym chciała zobaczyć tą minę xD
      Rozdział super, czekam na kolejne.

      Usuń
  3. Komentarz z poślizgiem, ale zawsze :D Rozdział świetny. Strasznie miło czyta się twoje opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Domi L