Nauczycielka od matmy jest
taka monotonna, że mogłaby pracować jako zawodowy usypiacz. Co podrywam głowę
do góry i staram się utrzymać otwarte powieki, mój trud idzie na marne, gdyż,
iż, ponieważ moja łepetyna znów opada na ławkę a mój umysł odpływa.
Ruda dziewczyna siedząca
obok mnie w ławce ma podobny problem. Opiera głowę na dłoni i co chwilę nią
potrząsa żeby nie zasnąć, bo gdy tylko nasza wspaniała matematyczka widzi, że
ktoś drzemie na jej lekcji automatycznie zaczyna drzeć ryja. Nie to, że chwilę
pokrzyczy czy coś, ona naprawdę DRZE RYJA. Gdy pierwszy raz to zobaczyłam,
myślałam, że jej szczęka pęknie i proteza wypadnie, a na dodatek ma tak
piskliwy głos, że głowa boli. Właśnie dlatego cała klasa to półprzytomne
zombie, do których wcale nie dociera wiedza z zakresu „przewspaniałej królowej
nauk”. Nie, prawie cała klasa. Taki skrzydlak na przykład, siedzi sobie w
ostatniej wolnej ławce i śpi sobie w najlepsze opierając głowę na swojej ręce.
Taki to ma luz, tylko ja go widzę więc może sobie robić co chce. A mnie aż
rozpiera ochota, by rzucić w niego zeszytem, jednak byłoby to co najmniej
dziwne, dlatego też z trudem się opieram, ale muszę przyznać, że korci, oj
korci.
Na dodatek zauważyłam, że
już od początku lekcji ktoś przewierca mnie spojrzeniem. Nie wiem kto to, ani
co takiego do mnie ma, ale najprawdopodobniej jest tchórzem, bo zamiast stanąć
przede mną twarzą w twarz woli mi wywiercać spojrzeniem dziurę w karku.
Upewniam się, że nasza
„urocza” nauczycielka jest zajęta gnębieniem jakieś Bogu ducha winnego ucznia
przy tablicy i odwracam się do Iris, bo tak bowiem rudowłosa ma na imię.
-Widziałam plakatu na
korytarzu, nie wiesz może czy ta Raven Hill miała jakichś wrogów?-pytam. No
właśnie kogo tak bardzo tak bardzo wkurzyłam, że robi takie coś. Niebieskooka
patrzy na mnie jakbym się z choinki urwała, ale przypomina sobie, że jestem
nowa. Mruga i wzdycha cicho po chwili.
-Gdyby z nikim nie miała
na pieńku nie byłaby sobą. Praktycznie nie było dnia, w którym z kimś nie
zadarła- Chce coś jeszcze powiedzieć, lecz Proteza (nasza „kochana”
matematyczka) gwałtownie odwraca się na pięcie, z mordem wyglądającym z oczu
ukrytych za okularami jak denka od butelek, wygląda jakby groziła nam kredą
trzymaną w dłoni.
-CISZA!!!- Drze mordę jak
to ma w zwyczaju tak głośno, że wszyscy podskakujemy na krzesłach, a nagle
obudzony Ken leci z krzesłem do tyłu z hukiem. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem
widząc jego minę! Wzrok wszystkich kieruje się na krzesło, które przecież
według ich mniemania przewróciło się samo z siebie, nikt nie widzi skrzydlaka
masującego guza na łbie. Uśmiecham się półgębkiem i odwracam wzrok z powrotem
do tablicy zapisanej masą zadań i przykładów jakie przyjdzie mi w domu
rozwiązać. Pięknie, no po prostu hip hip hura! O niczym tak bardzo nie
marzyłam…
Gdy wychodzę na korytarz
staję z boku i wyjmuję z kieszeni nieco zmasakrowany plan lekcji. Ludzie
przechodzą koło mnie i w końcu zostaję prawie całkowicie sama.
Już zastanawiam się, w
którą stronę mam się udać by dostać się do danego skrzydła gdy ktoś chwyta mnie
mocno za ramię. Myślę, że to pewnie skrzydlak, dlatego nawet nie odwracając
spojrzenie od planu syczę dobitnie:
-Puszczaj, gnomie.
-Że CO??? Jak śmiesz tak
do mnie mówić!!!- Piskliwy sopran rozrywa moje uszy na strzępy. Gwałtownie się
odwracam, a mój wyraz twarzy musi być co najmniej głupawy. Wysoka blondyna,
która biorąc pod uwagę jej wypowiedź prawdopodobnie cierpi na kompleks
wyższości i ma manię księżniczki przewierca mnie jadowitym spojrzeniem
turkusowych oczu. Za nią jak dwa obronne najeżone psy stoją dwie dziewczyny.
Szatynka i Azjatka. Patrzą na mnie jak na małego robala, którego mają ochotę
rozdeptać. A stojący w pewnym oddaleniu od nas Kentin wydaje się odrobinę
rozbawiony całą sytuacją.
No pięknie, pierwszy dzień
w liceum, a już robię sobie wrogów. Jednak Irys miała rację, nie byłabym sobą
gdybym nie miała z kimś na pieńku. Jednak nie będę się tłumaczyć i odszczekiwać
swoich słów jak posłuszny piesek. Jeśli już mam z kimś zadrzeć, to na całego.
Niech mnie przynajmniej popamięta.
-Mogę mówić co mi się
żywnie podoba.-mówię z pełnym spokojem, bo wiem, że to wnerwia bardziej niż
gdybym się na nią wydarła. Czerwienieje i już otwiera swoje okropnie
jaskraworóżowe usta i chce coś wysyczeć, jednak nie daję jej dojść do słowa .-
Mam powtórzyć jeszcze raz czy łaskawa królewna zabierze swoją nadobną dłoń z
mojego ramienia.- Mówię głosem
przepełnionym sarkazmem i fałszywą słodyczą, co wnerwia je wszystkie trzy na
raz.
-Uważaj nowa, grabisz
sobie. Wierz mi lepiej ze mną nie zadzierać.-Cedzi przez zęby.- Masz się nie
zbliżać do Kastiela i Nataniela jasne. Lepiej nie lekceważ moich słów, bo
możesz kiepsko skończyć. –Mogłabym się popisać jakąś mega elokwentną ripostą,
zacząć gadać, ze mam ją gdzieś i mogę się zadawać z kim chcę i kiedy chcę.
Stawiam jednak na prostotę przekazu, aby jej mały móżdżek zrozumiał. Czyli
patrzę na nią jak na głupią, kpiąco się uśmiecham i pokazuję jej środkowy
palec. Oto co sądzę o niej i o tym co miała mi do powiedzenia. Nasza
księżniczka chyba jednak nie przywykła do takich gestów i do tego, że ktoś jej
odmawia, bo zaciska dłonie w pięści a jej łeb robi się czerwieńszy od buraka.
-Raven, uważaj!- słyszę
głos skrzydlaka w chwili gdy pięść blondyny w zawrotnym tempie zbliża się do
mojej twarzy. Już za późno, nie mam już na co uważać, szykuję się na przyjęcie
ciosu. Z rozszerzonymi oczami patrzę na zbliżającą się ku mnie pięść i mam
wrażenie, że czas zwolnił, aby następnie gwałtownie przyśpieszyć. W jednej
chwili Kentin gwałtownie odciąga mnie do tyłu i osłania i w tym samym momencie
czyjaś dłoń chwyta pięść dziewczyny.
-Zostaw ją.-syczy Kastiel.
Blondyna natychmiast
czerwienieje, jej usta otwierają się w zdumieniu i wygląda trochę jak ryba
nagle wyrzucona na brzeg. Wyrywa rękę i w raz ze świtą szybko opuszcza korytarz
jakby ją osy goniły.
-Dzięki- szepczę do obu,
jestem jeszcze w lekkim szoku. Byłam bardziej niż pewna, że mi się oberwie.
Czerwonowłosy tylko patrzy na mnie tymi zimnymi oczami i wzrusza ramionami.
-Pomogłem ci tylko
dlatego, że przypominasz mi kogoś, kto często pakował się w kłopoty.
Odwraca się i idzie w
swoją stronę. Przewracam oczami.
-Jeszcze raz dzięki- mówię
do skrzydlaka i kieruję się na zajęcia.
Kolejne lekcje spędzam
bazgrząc coś na ostatniej stronie zeszytu. Niezbyt zwracam uwagę na gadanie
nauczycielki i szepty uczniów. Całą moją uwagę pochłaniają bazgroły, którymi
zapełniam z nudów stronę.
-Nie wiesz może dlaczego
dzisiaj nie ma Lysa?- moich uszu dociera szept dziewczyny, która siedzi za mną.
Wyrwała mnie z transu, przez co źle pociągnęłam linię i zniszczyłam misterny
wzorek. Wzdycham. No cóż, prędzej czy później coś musiało mnie rozproszyć.
-No przecież dziś jest
piąty. –słyszę odpowiedź Rozalii, która mówi to takim tonem jakby to było czymś
oczywistym. Ich rozmowa w ogóle mnie nie obchodzi, nawet nie wiem kim jest ten „Lys”.
Wzruszam lekko ramionami i powracam do bazgrolenia.
-Jesteś pewna, że chcesz
to zrobić?-pyta się skrzydlak patrząc na mnie z powątpiewaniem. Patrzy na mnie
jakbym postradała rozum i może tak się stało, nie mam pojęcia. Podpieram się
pod boki.
-Chcę wygrać zakład. Tego
jestem pewna na sto procent. Dlatego muszę skończyć płakać nad rozlanym
mlekiem, tylko wziąć się w garść. Nie mogę zmarnować nowego życia przez zamartwianie
się nad starym.-Mówię to wszystko, choć to oczywiście nie zmienia faktu, że
wciąż będę walczyć o odzyskanie wspomnień i choć częściowy powrót do niego, ale
on tego nie musi wiedzieć. Niech bierze to za symbol pożegnania się z przeszłością.
Ja po prostu muszę to zobaczyć. MUSZĘ inaczej całkowicie nie dotrze do mnie, że
to wszystko jest prawdą.
Ken wzdycha i wznosi oczy
ku niebu, a ja ze sztucznym, pewnym siebie uśmiechem przechodzę przez bramę
miejskiego cmentarza. Naprawdę boję się jak diabli i jestem jednym wielkim
kłębkiem nerwów, no bo kto by się nie denerwował! We wewnątrz dosłownie mnie
skręca. Mijam równe rzędy nagrobków i z każdym kolejnym mijanym grobem tracę
resztki determinacji i pewności siebie. Z każdym przeczytanym nazwiskiem i
miniętym grobem coraz bardziej rośnie we mnie strach i mam ochotę zwiać stąd
jak najszybciej zanim dojdę do tego jednego, tego, który chciałam zobaczyć. To
chyba nie był najlepszy pomysł. Przekonać się o tym wszystkim na własne oczy,
zobaczyć niezbity i jednoznaczny dowód, tego, że jestem martwa. Nie wie czy dam
rady. Nie, ja wiem, nie dam rady. Moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i staję
w miejscu nie mogąc się ruszyć. Chcę wracać, nie chcę tego oglądać. Nie chcę!
Jednak oszalałam, decydując się na taki krok. Ewidentnie postradałam zmysły.
Próbuję patrzeć na coś
innego niż granitowe i marmurowe nagrobki. Patrzę na śnieg dookoła, wirujące w
powietrzu płatki śniegu. Na gołe gałęzie drzew poruszane wiatrem.
Biorę głęboki wdech i
zaciskam dłonie w pięści. Zaszłam już tak daleko, nie mogę się ot tak poddać.
Nie mogę! Jestem Raven Hill, dziewczyną która zawarła zakład z diabłem, wróciła
z piekła łamiąc wszystkie zasady rządzące życiem i śmiercią. Jeśli teraz nie
dam rady, będę wiedziała, że nie sprostam zadaniu, któremu się podjęłam. W
dodatku ja się nie poddaję, ja walczę do samego końca!!! Choćbym miała przez
tydzień beczeć w poduchę i żałować, to zobaczę ten durny grób. Będę silna. Dam
radę, muszę dać radę!
Zbieram się w sobie i
robię pierwszy krok, najpierw niepewny, potem brnę coraz dalej, aż do sektora
samobójców. Tam znów dopadają mnie wątpliwości, jednak szybko się ich pozbywam.
Udowodnię sobie, że nie jestem tchórzem, że dam radę.
Szukam wzrokiem mojego
nazwiska na nagrobkach, jednak dostrzegam coś, a raczej kogoś. Niedaleko mnie
jakiś chłopak kładzie kwiaty na dość świeżym grobie. Jest ubrany dość
nietypowo. W długi płaszcz w stylu wiktoriańskim i… cylinder? Chyba tak się
nazywało to nakrycie głowy, zresztą mniejsza o to. Chyba usłyszał moje kroki,
bo odwraca głowę w moją stronę. Patrzy na mnie, a ja nie mogę oderwać wzroku od
jego oczu. Jednego złotego, a drugiego szmaragdowego.
Zamieram pod spojrzeniem
tych niesamowitych różnobarwnych tęczówek.
Wiem, że rozdział nudny i niewiele wnoszący do fabuły... ale nie miałam weny i ostatnio trochę krucho u mnie z czasem. Ale się poprawię, obiecuję.
No ja juz nie wiem ... zabic cie nożem czy widelcem... Nie dosc ze klamiesz mowiac ze rozdział nudny to jeszcze konczysz w takim momencie ... Boze kochanu ja tu zaraz umre.... Dawaj kolejny w trybie natychmiastowym!
OdpowiedzUsuńPrawie do połowy smialam sie jak glupia i co chcialam przestac znowu pojawiała sie powalajaca scena xd a pod koniec to mi sie ryczec chciało.... Tyle różnych emocji w jednym rozdziale!!!
Błagam jeśli nie chcesz miec na sumieniu człowieka dodaj kolejny rozdział szybko :)
I mam ogromną nadzieję ze koniec koncow zakocha sie ona w Lysiu... No przecież on olal szkole żeby iść na jej grob... No o takie slodkie.... Nie patrz na wyniki głosowania... Wybierz Lysa :) albo dodaj z nim jakaś fajna scenke PROSZEEEEEEE
Od dzis ten blog staje się moim bostwem... Serio... Masz wielki talent i orginalny pomysł... Geniusz
To ja czekam na kolejny i zycze duzo weny!!!
Ps. Zapraszam też do siebie na pierwsza lekcje :)
Rozdział super :D
OdpowiedzUsuńLysander taki miły i słodki, że poszedł na jej grób :3 Wszystko ok i pięknie! :D
Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^
PS Jedno zdanie dla mnie brzmi dziwnie:
-Widziałam plakatu na korytarzu, nie wiesz może czy ta Raven Hill miała jakichś wrogów?-pytam.
Tak, zawsze wkradną mi się jakieś literówki. Sorry za błędy postaram się poprawić.
Usuń