czwartek, 9 listopada 2017

Rozdział 16

-Opuść ciało tej dziewczyny...
Opuść... Opuść... Odpuść... Puść. Puść! Puść!!! Pro...szę...
Filiżanka rozbija się na podłodze... Telefon dzwoni w krzyku, bez odpowiedzi... Upadam, upadam,upadam. Wznoszę się upadając, upadam wznosząc. Niknę,niknę, niknę...

Otrząsnęłm się patrząc na martwe dłonie Lynn, na jej ciało wygięte w nienaturalnej pozie z uchylonymi ustami, pustymi oczami. W połowie lewego wciąż znajduje się kolor fiołkowy, więź nie została przerwana.
Zamaskowana postać o męskiej sylwetce zbliżyła się do Lynn i zaczęła resuscytację, wołając i szepcząc, aby się obudziła.
-Nie jesteśmy przeciwko tobie!-Krzyk Violettny przerywany był urywanym oddechem.-Przeszłaś przez piekło, którego my nawet nie możemy sobie wyobrazić, piekło, które nosiłaś w sobie, ale proszę! -uniosła głos i głowę wpatrując się w przestrzeń nad ciałem Lynn, które miotało się w konwulsjach gdy próbowałam do niego wrócić.
-Oddychaj!-szeptał do niej chłopak, próbując wepchnąć w nią życie, wyrywając ją ode mnie.
Violetta ledwo się trzymała, pozbyła się maski wpatrując się dokładnie w miejsce gdzie byłam, prosto w moje oczy. Energia uchodziła od niej jakby była ledwo tlącym się płomykiem, próbującym nie zostać zgaszonym przez wiatr. Przez krzyk, mój krzyk, wrzask duszy oderwanej od ciała. Świdrujący, przenikający kości zawodzący jęk.
-Nie wiem co zrobiła ci ta dziewczyna, Raven!- jej głos drżał, chociaż klęczała, chwiała się niebezpiecznie, jej ręce i ramiona drżały, a ja wciąż krzyczałam wyrywana z ciała niewidzialnymi szczypcami, którym starałam się oprzeć. Linie, na których fioletowowłosa dziewczyna trzymała dłonie lśniły eterycznym światłem, które tylko ja mogłam w tej chwili zobaczyć. A więc to ona łapała mnie w kleszcze wyrywając z Lynn niczym pasożyta, a ja byłam wiatrem gaszącym płomień w jej duszy.
-Ale nie zasłużyła na taki los! Owładnęłaś jej ciałem, mieszasz w umyśle, poniżasz... Jeśli to ona doprowadziła cię do... Przepraszam cię za wszystko w imieniu tej dziewczyny, cokolwiek się stało! Nie krzywdź jej w taki sposób, nawet jeśli ona skrzywdziła tak ciebie.-Z policzków Violetty spływały łzy wyczerpania, ale i szczerego żalu. Osuwała się powoli, jednak został podtrzymana przez trzecią postać. W świetle świec dostrzegłam znajomą mi dwukolorową grzywkę. Zasadzka! Zdrada! Te dwa słowa kołatały się w moim umyśle, eteryczny ból rozszarpywania nasilił się gdy energia tej dziewczyny sprzedającej róże połączyła się z energią Violetty. Mój krzyk się wzmógł, napędzany bólem, gniewem, rządzą... dziką rządzą zemsty niepochodzącej ode mnie lecz jakże przyjemna była, jak znajoma opatulała mnie łagodząc ból barwiąc świat czerwienią. Kojącą zmysły czerwienią.
-Nie musisz jej przebaczać tylko pozwól jej żyć, ty już jesteś wolna od cierpień, od krzywd. Ona jeszcze swoje wycierpi, ale proszę zostaw ją, wiem, że jesteś wściekła, ale... Ja, my wszyscy- wskazała na siebie, dziewczynę od róż i chłopaka, panicznie starającego się przywrócić moje ciało do życia. To ciało było moje, nikogo innego. Ci śmiertelnicy próbują cię okraść, mnie okraść, NAS okraść. Czerwona kurtyna koiła, łagodziła ból, wzmagała siłę mojej duszy, mnie, ja byłam jestem duszą, duchem, energią, oni marnymi powłokami starającymi się utrzymać ogień, który ucieka każdego dnia, marni ludzie.
-Po drugiej stronie czeka cię pokój, akceptacja, brak trosk i cierpienia, przejdź na drugą stronę tam czeka cię o wiele lepsze życie niż tutaj- Violetta uśmiechnęła się przez łzy szczerze w to wierząc, z twarzy spływał pot, z nosa kapały krople krwi.
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE- wrzasnęłam. Nie wrócę tam, nie wrócę do piekła, tu jest moje ciało, moje... moje życie.
Nagle poczułam mocniejsze szarpnięcie, zaczęłam się unosić, oddalać... rozpływać jakby. Wtedy w moich uszach rozbrzmiał śpiew kruków, dziesiątek, setek, wypełniał moje uszy, duszę, mnie. Nie widziałam prawie nic przez wszechobecną czerwień.
-Nie martw się siostrzyczko, jestem tutaj.- rozpoznałam głos, który szeptał mi do ucha, mamił kojącym karmazynem, karmił chęcią zemsty, której ja jednak nie chciałam przełknąć.
Mia.
Wszystko wydawało się tak odległe, byłam pogrążona w śpiewie kruków, gdy Niewidzialna dłoń chwyciła Violettę za gardło dusząc. Dziewczyna się miotała, chwytała za miażdżoną tchawicę, z jej ust płynęła krew. Chłopak i dziewczyna od róż doskoczyli do niej, na próżno próbując ją ratować przed niewidzialnym dla nich przeciwnikiem. Ciało fioletowowłosej drżało targane pośmiertnym drgawkami, a ja zasłuchana w śpiew kruków, który opętał mój umysł słyszałam echa krzyków jej ducha. Ducha palącego się wewnątrz pełnych szaleństwa i obłędu oczach Mii.
-Już w porząsiu siostrzyczko, przestań się bać. Medium już ci nie dokuczy.-Uśmiechnęła się szczerząc do mnie perliście białe ząbki i... znikła, a z nią śpiew kruków i czerwona zasłona, która mnie otaczała.
Wargi Lynn łapały chciwie powietrze, gdy powróciłam do ciała. Dziewczyna i chłopak płacząc wołali imię martwej Violetty. Chłopak przytulił ją do siebie chowając swoją zapłakaną twarz w zagłębieniu między szyją i obojczykiem.
-Violuś-wyszeptał, po czym krzyknął z całych sił: Chciała ci pomóc! Pogodzić się z żalem, a ty ją zabiłaś! Zabiłaś!!! Miała cię za przyjaciółkę a ty ją zamordowałaś!
Widząc, że moja klatka piersiowa się porusza, patrząc w moje fiołkowe oczy... Odłożył ciało Violetty gotowy rzucić mi się do gardła, aby podwoić ilość trupów w zagłębieniu pod sceną Domu Dziwów. Lecz wtedy klapa otworzyła się, a silne ręce wyciągnęły mnie stamtąd. Zasłona od skrzyni odsłoniła się, a ja z powrotem stałam na scenie, obok cyrkowca w białej masce. Cała widownia przez jeszcze kilka sekund była zatrzymana w czasie, lecz po chwili zaczęła klaskać kompletnie nieświadoma, że podczas minut, których upływu nie byli kompletnie świadomi umarła dziewczyna.
Tylko po białej masce cyrkowca kłaniającego się obok mnie spłynęła samotna łza, gdy zobaczył, że moje oczy wciąż są fiołkowe. Z moich również wyrywają się łzy, gdy powoli dociera do mnie... gdy zaczynam rozumieć co się przed chwilą wydarzyło.
Przepraszam Violetto... już nigdy nie zwątpię w niesamowite talenty twojej rodziny. Nigdy...
Tak bardzo... Przepraszam...



Jeśli ktokolwiek to jeszcze czyta, proszę o jakiś znak. Komentarz może... Warto kontynuować to opowiadanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Domi L