Patrzę na dziewczynę z
niedowierzaniem unosząc jedną brew.
-Jak to „poznajesz po
aurze”?-wypalam zanim zdążę się zastanowić co mówię. Błękitnooka ma już
odpowiedzieć, lecz wchodzę jej w słowo.-A z resztą nieważne.-wzdycham. –Na
pewno z kimś mnie pomyliłaś, widzę cię pierwszy raz w życiu.-Mówię i odwracam
się na pięcie aby uciec od tej całej dziwnej sytuacji. Potrafię znieść naprawdę
wiele dziwactw, ale w takich kwestiach zawsze byłam sceptykiem i sceptykiem
pozostanę, to zwykły pic na wodę nic innego. To musiał być zbieg okoliczności,
albo po prostu się przesłyszałam. Nie wierzę w zdolności paranormalne, nie
wierzyłam i nic tego nie zmieni. Im dłużej tym jestem tym bardziej czuję, że w
coraz większym stopniu staję się sobą, coraz więcej o sobie wiem, może nie
przypomniałam sobie zbyt wiele, ale gdy działam lub myślę instynktownie zdaję
się na doświadczenia jakie pozostały z mojego poprzedniego życia, dzięki temu
coraz bardziej odnajduję siebie. Szybkim krokiem oddalam się od niebieskookiej
dziewczyny, która chce za mną pójść jednak wokół niej zbiera się tłumek par
chcących kupić róże.
Wpatruję się w trzymany
przeze mnie kwiat. Skąd mogła wiedzieć, że nie lubię czerwonych? Pewnie widząc,
że wyróżniam się z tłumu tym, że nie cieszę się z tego festynu muszę lubić inny
kolor niż zwykła, oklepana czerwień. Z moim imieniem mogłam się zwyczajnie
przesłyszeć, gadkę o aurach uznać za bzdury, a reszta mogłaby świadczyć po
prostu o tym, że coś pomieszało jej się w głowie. Ale skąd zgadła, że lubię
ciemnobordowe róże? Tego raczej się nie dowiem.
Kręcę się dalej koło punktu
orientacyjnego jakim jest diabelski młyn jednak z innej strony aby nie natknąć
się ponownie na tą dziwną dziewczynę sprzedającą różę. Widzę dziwnie
poprzebieranych ludzi. Noszą czarne stroje i maski jak podczas karnawału, tylko
te są białe, proste, bez zbędnych zdobień. Ciekawe…
Mężczyźni noszą jakieś
ciemne pudła i zanoszą je do wielkiego pomalowanego na czarno namiotu. Wśród
rozentuzjowanego tłumu widzę znajomą fioletową czuprynę. Trzęsąca się ze
zdenerwowania dziewczyna ubrana w podobny sposób do mężczyzn (na czarno z białą
maską) rozdaje ulotki ludziom i zachęca ich do środka namiotu. To pewnie jest
ten „Dom dziwów i tajemnic, Russelów”. Nigdy nie sądziłam, że nieśmiała i
wiecznie przestraszona fioletowowłosa mogłaby rozdawać ulotki w tak zatłoczonym
miejscu. Życie lubi zaskakiwać.
Dwaj pracownicy „Domu
dziwów” pchają wielką mosiężną klatkę dla ptaków postawioną na stojaku na
kołach. Zamknięty w niej czarny kruk kracze, macha skrzydłami i lata po klatce
próbując się uwolnić. Mężczyźni zostawiają klatkę proszeni o pomoc przy
przenoszeniu innych rzeczy. Gdy odchodzą
mam wrażenie, że spojrzenie kruka kieruje się na mnie… I w tym momencie czas
jakby zwalnia, a odgłosy festynu zdają się coraz bardziej odległe jakby
zamazane.
-Nie ma nic smutniejszego
niż kruk zamknięty w klatce, prawda siostrzyczko?- Na dźwięk tego głosu i tego
określenia wzdrygam, nerwy napinają się jak postronki, a po plecach przechodzi
zimny dreszcz. Odwracam się i widzę tą czarnowłosą dziewczynkę o fioletowych niczym neony oczach. Uśmiecha się do mnie i otwiera drzwiczki mosiężnej klatki.
Kruk wylatuje i siada na jej ramieniu, a ona gładzi jego pióra. Jej wzrok
kieruje się na mnie, marszczy brwi.
-Dlaczego więc ty
pozostajesz w tej marnej powłoce siostrzyczko? Przecież jest ona jak klatka.-Zamieram. Po plecach przechodzi mi zimny dreszcz. Moje ciało. Ona ma na myśli moje ciało (no nie do końca moje, dokładnie to
ciało Lynn, ale mniejsza z tym). Nerwowo przełykam ślinę. Fioletowooka kieruje
wzrok na tłum, a gdy znów spogląda na mnie na jej twarzy na powrót gości
uśmiech.
-Mam nadzieję, że spodoba
ci się prezent ode mnie, siostrzyczko.-mówi słodko. Kruk wzbija się do lotu, a
ona znika. Po plecach przechodzą mi dreszcze.
-Czekaj!-krzyczę zanim
świat na powrót wróci do swojego normalnego tępa. Muszę chociaż po części
wiedzieć kim, albo czym jest ta dziewczynka. Nic się jednak nie
dzieje.-Siostrzyczko!-wołam, choć to słowo ledwo przechodzi przez moje
ściśnięte gardło. Jej postać pojawia się przede mną.
-Wołałaś?-pyta słodziutko
jakbyśmy dobrze się znały, a jej obecność wcale mnie nie przerażała ani nie
przyprawiała o palpitacje serca. Kim ta małolata do diabla jest, albo raczej
czym jest? I dlaczego do cholery mówi do mnie per "siostrzyczko"? Te pytania mam
na końcu języka, jednak boję się je zadać, a dokładniej obawiam się odpowiedzi.
-J-jak masz na imię?- udaje
mi się wydukać. Patrzy na mnie jakby nie rozumiała sensu zadanego przeze mnie
pytania, jednak po chwili nieznacznie się uśmiecha.
-Mia.-Szepcze i rozpływa
się w powietrzu. Świat przyśpiesza, to znaczy wraca do swojego normalnego rytmu.
Zauważam, że pusta klatka całkowicie zniknęła, ale też nikt się tym nie
przejmuje jakby została również wymazana z ludzkich umysłów…
-Lynn!!! Tutaj jesteś,
wszędzie cię szukam!-Gwałtownie się odwracam i widzę biegnącego do mnie Alexego
Przepraszam za moją długa nieobecność :( mogłabym się tłumaczyć chyba w nieskończoność, ale oszczędzę Wam tego. Żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, postanowiłam, że od tej pory rozdziały będą krótsze, ale za to postaram się je wstawiać w miarę często i regularnie. Jeszcze raz przepraszam.
So sorry.... :(
Przepraszam za moją długa nieobecność :( mogłabym się tłumaczyć chyba w nieskończoność, ale oszczędzę Wam tego. Żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, postanowiłam, że od tej pory rozdziały będą krótsze, ale za to postaram się je wstawiać w miarę często i regularnie. Jeszcze raz przepraszam.
So sorry.... :(